na Babią Górę
(8 października 2010)
Przełęcz Krowiarki (Przełęcz Lipnicka) Sokolica Babia Góra (powrót tą samą trasą)
trasa: najłatwiejszy szlak na Babią Górę; wspaniały widokowo
czas (bez odpoczynków): ok. 3-4 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 9 km
  zobacz trasę (wizualizacja 3D)
  zobacz profil wysokościowy trasy
V: Rano pogoda jest cudna.
W: Gdzie by tu się wybrać?
V: Wczoraj Krasnoludka spisała się na medal...
W: Co powiesz na Babią Górę? Niby to wysoko, ale podejście jest bardzo łatwe, a
przy takiej pogodzie widoki będą wspaniałe.
V: Świetny pomysł.
W: Pakujemy się wszyscy troje wraz z ekwipunkem do samochodu i jedziemy.
V: W Chochołowie wjeżdżamy w gęstą mgłę. Miejscami widoczność spada do kilkunastu metrów.
W: A miało być tak pięknie!...
V: Mgła towarzyszy nam przez niemal całą drogę. Przejaśnia się dopiero za Zubrzycą Górną, gdy
szosa zaczyna wspinać się w stronę Krowiarek...
W: Łał!
V: Co jest?
W: Ale widok! Wyjechaliśmy ponad chmury! W prześwitach między drzewami widać Tatry.
V: Parkujmy na Krowiarkach, opatulamy Krasnoludkę, bo jest naprawdę rześko, mocujemy
ją w nosidle.
W: Tym razem musimy kupić bilety do BPN, które mają postać... ostemplowanej widokówki.
V: Pierwszy, leśny odcinek szlaku jest dość męczący
.
W: Nie tylko przez stromiznę, ale także przez dużą liczkę wycieczkowiczów.
V: No dokładnie - wycieczkowiczów! Wyprzedzają nas pędzący ostrym tempem zasapani uczestnicy
jakiejś "wycieczki zakładowej"; po chwili przystają na odpoczynek - wtedy my ich mijamy.
Sytuacja powtarza się jeszcze kilka razy, w końcu zirytowani przyspieszamy nieco,
zostawiając ich w tyle.
W: Dochodzimy do Sokolicy.
V: Myślę, że czas na odpoczynek. Małej się należy, chociaż przespała prawie całą drogę.
W: Moim ramionom również.
V: Rozkładamy kocyk. Krasnoludka, wyrwana ze snu, rozgląda się ciekawie
.
Opracowujemy strategiczny plan przewijania dziecka. Udaje nam się zsynchronizować nasze
działania na tyle, że cała operacja trwa minutę, dzięki czemu Krasnoludka nie ma szans
zmarznąć.
W: Niebo jest bezchmurne ,
słońce świeci ostro, ale trudno mówić o upale.
V: Teraz posiłek. Doceniam w pełni zalety karmienia piersią, gdy próbuje sobie wyobrazić
przygotowanie w tych warunkach sztucznego mleka o odpowiedniej temperaturze, konsystencji,
o wyparzaniu butelki nie wspominając.
W: W końcu ruszamy dalej. Wkrótce wychodzimy z lasu. Pamiętasz, jak tu było nieziemsko
wtedy zimą?
V: Magicznie i cicho. Pamiętam...
W: Idziemy w kosówkowym tunelu.
V: Na kolejnym zakosie odchodzisz kilka metrów w bok. Dociera do mnie twój pełen zachwytu
okrzyk.
W: Ale widok!
V: O rany... Całą kotlinę u naszych stóp wypełnia morze mgieł, z którego wyrastają
mieniące się wszystkimi odcieniami błękitu szczyty Tatr Wysokich
.
W: Tym razem pogoda nie ma szans się zepsuć. Pomyśl, jaką panoramę zobaczymy z Diablaka!
Patrz, mała znowu śpi. Wszystkie widoki ją ominą.
V: Idziemy przez stopniowo rzednącą kosówkę, mijając Kępę.
W: Grzbiet wypłaszcza się i zaczyna wiać. Stąd widać już jezioro Orawskie, Tatry Zachodnie.
V: Na podejściu pod Gówniak wiatr staje się przejmująco zimny. Krasnoludka budzi się
i głośno protestuje.
W: Wyjmuję z plecaka specjalnie przygotowany na taką okoliczność nieco przyduży windstopper,
w którym mieścimy się oboje.
V: Wyglądasz jak Kangurzyca z Maleństwem.
W: Ale Krasnoludki nie przewiewa.
V: Ja się też ubiorę.
W: Teraz już tylko łagodne podejście, choć szczytu nadal nie widać
.
V: W pewnej chwili dochodzmy do miejsca, skąd widać już właściwy wierzchołek, odległy o
kilkadziesiąt metrów .
W: Właściwie jesteśmy już na tej samej wysokości, choć tam jest węzeł szlaków i kamienne
obeliski.
V: Patrz na ten stos kamieni! To tu doszliśmy zimą! Przez mgłę nie widzieliśmy tych
tabliczek i wiatrochronów, a to było raptem parę kroków...
W: Cała kopuła szczytowa przypomina średniej wielkości boisko, nie ma więszego znaczenia,
w którym miejscu byliśmy, wszędzie jest taka sama wysokość.
V: Rozkładamy się we wnęce kamiennego wiatrochronu. Przystępujemy z Krasnoludką do operacji
"karmienie" ,
ty biegasz wokół szczytu, wyszukując najlepszych stanowisk do robienia zdjęć.
W: Robię panoramę samych Tatr (panorama patrz >>
tu)
i drugą szerszą, obejmującą inne pasma. Widoczność jest
tak dobra, że można zaobserwować jakieś niewysokie góry daleko za Niżnymi Tatrami,
przypuszczam że na terytorium Węgier. Świetnie prezentują się Góry Choczańskie, Mała i
Wielka Fatra ,
Pilsko, Beskid Śląski, a na wschodzie Bęskid Sądecki i Pieniny.
V: Słońce świeci ostro, ale wieje przyjemny, rześki wiatr. Zabierasz małą na mały obchód
wierzchołka ,
a ja siedzę sobie zadumana i chłonę cudne widoki.
W: Robię użytek ze specjalnie przytaszczonej lornety, widać każdy żlebik w tatrzańskich
ścianach, choć ciężko mówić o komforcie obserwacji przy dwudziestokrotnym powiększeniu
przy braku statywu.
V: Wymieniasz nazwy wszystkich kolejnych szczytów.
W: Z naszą pomocą Krasnoludka staje na Babiej Górze. Dosłownie!
V: Godzina mija nam na odpowczywaniu, podziwianiu widoków, robieniu zdjęć
oraz wykonywaniu wszelkich czynności, których wymaga siedmiomiesięczny maluch.
W: Trzeba się zbierać.
V: Kiedy Krasnoludka siedzi już w nosidle, a nasze plecaki są spakowane, dostrzegamy
nowego towarzysza...
W: Lis!
V: Oswojony przez ludzi żebrak.
W: Lepiej nie podchodźmy za blisko.
V: Myślisz, że jest wściekły?
W: Nie wiem, nie ryzykujmy.
V: Żwawym krokiem pokonujemy szlak w dół
W: Na Sokolicy natykamy się na sporą i bardzo hałaśliwą wycieczkę, idącą w tym samym
kierunku, co my. Poczekajmy tu trochę, niech się oddalą.
V: Po chwili robi się pusto i cicho
. Siedzimy jeszcze moment, po czym nieśpiesznie
schodzimy przez las w stronę parkingu.
W: Krasnoludka podrzemuje prawie cały czas.
V: Wracamy samochodem do Zakopanego.
W: Ale się udało! Druga wycieczka z maluchem i już 1725 metrów! I jakie widoki!
V: Owszem, było pięknie. Pogoda wybitnie nam sprzyjała.
by v&w