na Mały Kościelec
(27 czerwca 2009)

Kuźnice Boczań Przełęcz między Kopami Dolina Gąsienicowa Czarny Staw Gąsienicowy Mały Kościelec Karb zachodnia część Doliny Gąsienicowej Murowaniec Przełęcz między Kopami Boczań Kuźnice


otwórz mapkę w nowym oknie

trasa: niezbyt długa, bez trudności
czas (bez odpoczynków): ok. 5-6 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 14 km

  zobacz trasę (wizualizacja 3D)

  zobacz profil wysokościowy trasy

V: Przyczyna mojego złego samopoczucia jest już znana.
W: A pogoda dziś fatalna - od rana leje.
V: Nieśmiało i bez przekonania próbujesz zaproponować jakąś wycieczkę.
W: Mruczysz coś w odpowiedzi i odwracasz się na drugi bok.
V: Nie byłbyś sobą, gdybyś mimo beznadziejnej pogody nie chciał się gdzieś wybrać.
W: Zastanawiam się chwilę... najsensowniejsza będzie chyba "oklepana" Hala Gąsienicowa, skąd mogę pójść którymś z bardziej ambitnych szlaków; na przykład wejdę na Zadni Granat, przejdę granią i zejdę z powrotem ze Skrajnego Granatu. Ten plan mi się całkiem podoba - kto wie, może wyjdę ponad chmury? Dojeżdżam busem do Kuźnic i rozpoczynam szybki marsz przez Boczań na Halę Gąsienicową. Na Skupniów Upłazie mżawka zmienia się w deszcz. Od Przełęczy między Kopami widoczność wyraźnie spada , powyżej 1500 m idę już w dość gęstych chmurach. Gdy schodzę z Równi Królowej na Halę, widoczność się poprawia i pada jakby mniej intensywnie, ale spojrzenie na góry nie pozostawia złudzeń - dziś nie mam się co spodziewać pięknych widoków. Postanawiam nie zachodzić do Murowańca, co gorsza w butach chlupocze już woda, urwana wczoraj podeszwa pogasza tylko sprawę. Mam coraz mniejszą ochotę na zdobywanie Granatów, ale zakończenie wycieczki na Czarnym Stawie też wydaje mi się bez sensu. Może Kościelec? Krótko i łatwo, a to jednak wyższy szczyt. Mijam Czarny Staw i zaczynam piąć się pomiędzy skałami Małego Kościelca na jego grań. Robi się bardzo ślisko, deszcz leje jak z cebra. Już nie tylko moje buty są przemoknięte, kurtka również. Widoczność spada do kilku metrów, spada też moja motywacja do wejścia na szczyt - zakrawało by to na czystej krwi masochizm. Robi mi się zimno, mimo że idę dość szybko. Na samym grzbiecie Małego Kościelca robię sobie szybkie zdjęcie . Chwilę potem dochodze do Karbu, coś przegryzam, patrzę w górę... i bez większego żalu rezygnuję z dalszego marszu. Na szczycie będzie lać tak samo jak tu, nic nie będzie widać, a za to na pewno będzie jeszcze zimniej. Ruszam w dół, tym razem dla urozmaicenia na drugą stronę, w kierunku "pojezierza" - Dwoistego Stawu, Kurtkowca, Zielonego Stawu. To trochę dalej, ale to ładniejsza część doliny. Dochodzę do szlaku z Kasprowego Wierchu , potem nie wstępując do Murowańca ruszam w górę na Rówień Królową. Widoczność nieco się poprawia, w przerwach między chmurami prześwitują okoliczne szczyty . Dalej niemalże biegiem na Karczmisko, potem w dół - Skupniów Upłaz, Boczań, Kuźnice... Teraz już mi ciepło, choć nadal jestem przemoknięty. Czując pewien niedosyt jeśli chodzi o długość wysiłku, postanawiam dojść na Krzeptówki piechotą. Koło Murowanicy skręcam w lewo na Drogę pod Reglami - błoto potworne, zapadam się po kostki... na szczęście pod skocznią droga staje się nieco lepsza. Mijam po kolei Dolinę Białego, ku Dziurze, Strążyską, wreszcie docieram do wylotu Dolinki za Bramką. Uff... Jednak jestem dość zmęczony, nie tyle długością trasy co koszmarnymi warunkami. Z moich butów wodę można wręcz wylewać, kurtka i polar wyglądają jak po wyjęciu z pralki. Nie wszedłem na szczyt Kościelca - nie miało to większego sensu, ale spędziłem kolejny dzień w górach, zdobyłem kolejne doświadczenie i mam kolejne kilometry w nogach. Poza tym uskrzydla mnie ogromna radość, że na wiosnę pojawi się na świecie nowy człowiek, człowiek, który od najmłodszych lat będzie z nami chodził po górach. Ciekawe czy to będzie on czy ona...

by v&w

powrót do listy tras