z Grzesia na nartach
(11 lutego 2009)

Siwa Polana Huciska Polana Chochołowska Przełęcz Bobrowiecka Grześ Polana Chochołowska (powrót tą samą trasą)


otwórz mapkę w nowym oknie

trasa: średnio długa, bezpieczna pod względem lawinowym; zjazd z Grzesia na nartach szlakiem turystycznym należy do trudnych
czas (bez odpoczynków): ok. 5-6 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 20 km

  zobacz trasę (wizualizacja 3D)

  zobacz profil wysokościowy trasy

W: Sypie i sypie, w Zakopanym leży już pół metra śniegu. Co by tu robić?
V: Na ładną pogodę planowaliśmy Babią Górę, ewentualnie na skiturowych nartach.
W: Ale w takich waunkach? Nic nie zobaczymy.
V: Poza tym najbliższa wypożyczalnia turowych nart jest przy Rondzie i mają tam zaledwie kilka kompletów.
W: Hmmm...
V: A gdyby tak wykorzystać nasze zjazdówki? Zapniemy je jakoś do plecaków, spakujemy buty, wejdziemy na przykład na Grzesia i zjedziemy?
W: Fajny pomysł!
V: Kombinujemy dłuższą chwilę nad sposobami mocowania nart do wypchanych plecaków.
W: Da radę.
V: Odkopujemy samochód spod półmetrowej warstwy śniegu i po kilku minutach zajeżdżamy na parking w Siwej Polanie.
W: Mocujemy narty wcześniej obmyślonymi sposobami.
V: Ja stosuję "wiązanie krzyżowe" , ty troczysz narty równolegle, "na husarza" . Przywiązane z wierzchu raki rytmicznie pobrzękują przy każdym kroku. Malowniczo wyglądamy.
W: Maszerujemy drogą przez Dolinę Chochołowską. Oj, ważą te plecaki, nie powiem.
V: Do tego ciągną do tyłu. Szybko zaczynają nas boleć ramiona.
W: Ludzi prawie nie ma. Równym tempem przemierzamy trasę, zatrzymując się dopiero na werandzie schroniska. Co za ulga!
V: Po krótkim odpoczynku zakładamy raki i ruszamy ścieżką w stronę Grzesia.
W: Cały czas pada gęsty śnieg, skutecznie ograniczający widoczność do kilkuset metrów.
V: O dziwo, pod górę idzie się lepiej - pochylenie sylwetki przenosi środek ciężkości, dzięki czemu ciężkie plecaki nie ciągną w tył.
W: Sterczące deski utrudniają jednak marsz przez las - ja co chwila strącam sobie czapy śniegu za kołnierz, a ty przy węższych przejściach musisz obracać się bokiem .
V: Idziemy tak dłuższy czas lasem. A to co za szlak?
W: O, zrobili "odboczkę" na Bobrowiecką Przełęcz. Podejdziemy?
V: Tylko pięć minut. Chodźmy.
W: Wychodzimy na szerokie siodło . Tu szlak się kończy, wejście na Bobrowiec zostało zamknięte z powodu ochrony przyrody. Szkoda, że nie wybraliśmy się tam, póki szlak istniał, teraz już nie da rady.
V: Nie da się stąd iść na Grzesia prosto granią? Zobacz, ktoś tędy szedł.
W: Wąski ślad prowadzi w gęstwinę drzew, nie bardzo mi się to podoba, chyba lepiej będzie wrócić do szlaku.
V: W porządku. Cofamy się na ścieżkę, po chwili wychodzimy powyżej górnej granicy lasu . Za zasłoną wciąż padającego śniegu widać zarysy Bobrowca , a przed nami ukazują się dwa obłe wierzchołki Grzesia.
W: Stajemy wreszcie obok drewnianego krzyża . Uff! Z ulgą zrzucamy ciężkie plecaki.
V: Na szczycie wieje silny, lodowaty wiatr. A my musimy wyjąć skorupy, zdjąć raki i buty, załozyć skorupy, schować raki i buty, przypiąć narty , założyć plecak... palce u rąk grabieją z zimna.
W: Gotowa?
V: Mam trochę pietra.
W: Czego się boisz? Przecież tu jest o wiele łagodniej niż na Kasprowym.
V: No ale tu nie ma wyznakowanej trasy, trzeba samemu podejmować decyzję, którędy jechać, wymijać kosówki, uważać na bryły lodu...
W: Jedź za mną. Zjeżdżam na przełęcz między wierzchołkami i zatrzymuję się. Ruszasz ostrożnie, dojeżdżasz do mnie i...
Bęc!
V: Boję się... Tu jakiś lód wystaje.
W: Zobacz, dalej jest łagodnie.
V: Zjeżdżamy długimi łukami przez biały puch, między wystającymi gdzieniegdzie gałęziami kosówki. Coraz bardziej mi się podoba. Ale jazda!
W: Zupełnie inaczej niż na przygotowanym stoku: trzeba wybierać trasę, czasem znienacka wjeżdża się w zaspę kopnego śniegu. Mimo wszystko frajda jest znacznie większa - czuję tę wolność, smak prawdziwego górskiego narciarstwa.
V: Z dołu podchodzi grupa turystów; mijamy ich łagodnymi zakosami. Zerkają na nas z pewnym zdziwieniem.
W: Zaskakująco szybko dojeżdżamy do lasu. Koniec beztroskiej jazdy - ścieżka jest tak wąską, że praktycznie żadne manewry nie wchodzą w rachubę; zsuwamy się powoli szerokim "pługiem" .
V: Z początku mimo wszystko jedzie się nieźle: prowadzimy narty brzegiem ścieżki, miejscami jadąc po kolana w puchu.
W: Trzeba jechać ostrożnie, żeby nie złamać sobie nogi na jakimś korzeniu czy kamieniu, ukrytym pod śniegiem.
V: Dojeżdżamy do miejsca, gdzie od szlaku odbija nartostrada, teraz kompletnie nieprzetarta. Chcemy tamtędy jechać?
W: Sam nie wiem. Nie znamy jej przebiegu, łatwo będzie zgubić się w lesie. Poza tym zupełnie niewiadomo, co może sie kryć pod śniegiem. Jedźmy szlakiem, jest przetarty.
V: Ruszamy dalej. Szybko zaczynamy żałować, że nie wybraliśmy jednak nartostrady. Ścieżka robi się wąską, rynnowata, kamienista, miejscami stroma, pokryta nieubitym puchem.
W: Gdy płużymy, narty zgrzytają po kamieniach; próbujemy hamować bokiem, ale stajemy w poprzek "rynny" i narty się niebezpiecznie wyginają; w kilku miejcach jesteśmy zmuszeni po prostu je odpiąć i przejść parę metrów na butach.
V: Wreszcie zmordowani docieramy do schroniska. Co za masakra!
W: Zjeżdżanie szlakiem jest sensowne tylko wtedy, gdy na ścieżce leży pół metra solidnie ubitego śniegu, a nie pół metra świeżutkiego puchu.
V: Racja. Oglądamy ślizgi nart: trochę się podrapały...
W: Trudno. Teraz już będzie gładko.
V: Przez Polanę Chochołowską jedzie się całkiem przyjemnie, potem robi się bardziej płasko, ale po chwili znowu suniemy przyjemnie lekko nachyloną trasą.
W: Niestety jest też kawałek podejścia. Podchodzenie na nartach z umocowaną na sztywno stopą nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Jeszcze jeden zjazd i dalej dolina się wypłaszcza.
V: Odpychamy się kijkami, idziemy krokiem łyżwowym, kombinujemy jak się da, ale śnieg jest tępy i w końcu dajemy za wygraną.
W: Nie ma sensu męczyć się na nartach, już nie będzie bardziej stromo.
V: Kawałek przed Huciskami odpinamy narty i zmieniamy buty na górskie. Jak lekko na nodze!
W: Mocujemy narty do plecaków. Czeka nas jeszcze kilka kilometrów marszu.
V: Marudzisz, że skorupy gniotą cię w w plecy, a narty przekrzywiają się i przeszkadzają.
W: Bo nie mogłem ich tak dobrze ułożyć, jak rano!
V: W końcu zmęczeni, ale zadowoleni docieramy do Siwej Polany. Ależ przedsięwzięcie!
W: Owszem, przygoda fajna, ale na przyszłość trzeba pomyśleć o skiturach.

PS: W: Wieczorem nasz gospodarz, zapalony narciarz wysokogórski i ratownik TOPR, pokazuje nam profesjonalne narty skiturowe, lekkie i giętkie, o ostrych jak brzytwa krawędziach, a nasze dolinowe problemy komentuje z uśmiechem: "Nie śnieg tępy, tylko narty nienasmarowane!"

by v&w

powrót do listy tras