przez Przełęcz Iwaniacką oraz
Ścieżką nad Reglami między
Doliną Chochołowską a Kościeliską
(16 grudnia 2007)
Kiry Dolina Kościeliska schronisko Ornak Przełęcz Iwaniacka Dolina Starej Roboty Dolina Chochołowska zachodni kraniec Ścieżki nad Reglami Kominiarska Przełęcz Dolina Lejowa Przysłop Kominiarski Dolina Kościeliska Kiry
trasa: męcząca, wymagająca dobrej kondycji
czas (bez odpoczynków): 6-7 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 17,5 km
  zobacz trasę (wizualizacja 3D)
  zobacz profil wysokościowy trasy
V: Rano budzę się z bólem gardła.
W: Ostatnio było tak samo...
V: Idź sam... Tylko rób ładne zdjęcia.
W: No wiem, wiem. Wychodzę, gdy jest jeszcze ciemno. I zimno; jest wyraźnie odczuwalny mróz. W niedzielę o
tej porze ciężko złapać jakiś transport do Kościeliskiej, ruszam więc piechotą wzdłuż szosy.
Jak na złość przed Gronikiem mija mnie bus jadący do Czarnego Dunajca; gdybym poczekał kilka
minut, to bym się nim zabrał. Idę dość szybko, ale do Kir docieram równo o ósmej. O dziwo, w budce
z biletami do TPN siedzi już sprzedawca. Ruszam zupełnie pustą Kościeliską
.
Mam w planach przejść przez
Iwaniacką, a potem wrócić Ścieżką nad Reglami; nie mogę robić zbyt długich przerw, jeśli chcę
zdążyć przed zmrokiem. Mijam drzewo z czarnymi znakami Ścieżki nad Reglami, prowadzącymi
w stronę Chochołowskiej. Na szczęście szlak jest przedeptany, nie będę musiał torować.
Mam nadzieję, że podobnie wyglada szlak przez Iwaniacką. Maszeruję dalej, mijam może ze trzy
osoby schodzące idące z naprzeciwka, poza tym dolina jest zupełnie pusta.
Gdzieś tam w górze pomiędzy gęstymi, niskimi chmurami nieśmiało przebija szczyt
Kominiarskiego Wierchu. Mam cichą nadzieję, że chmury później się rozejdą i zobaczę coś więcej
niż tylko mgłę, śnieg i las. Skręcam jeszcze na chwilkę do Wąwozu Kraków, żeby zrobić parę zdjęć
w zimowej szacie
i ruszam dalej w górę. O wpół do dziesiątej docieram wreszcie do schroniska
na Hali Ornak .
Zatrzymuję się na chwilę, zjadam batonik, popijam kilkoma łykami wody i wchodzę
na na szczęście wydeptany szlak na przełęcz. Nie lubię tego szlaku - zawsze dłuży się
niemiłosiernie i choć jestem tego świadom, to zawsze denerwuję się idąc, idąc i nie mogąc dojść.
Z początku prawie płasko, potem jednak ścieżka rusza w górę zalesionym stokiem
.
Z każdym krokiem w górę noga obsuwa się o kilka centymetrów na śliskim,
ubitym śniegu. Jest to na tyle denerwujące, że zakładam raki
. Od razu czuję
wyraźną różnicę, idzie się łatwiej i żwawiej. Przeszkadzają mi jednak
wysokie zaspy po obu stronach wydeptanego "tunelu"; są tak głębokie,
że kijek wchodzi w nie nierzadko po samą rękojeść. Idę, idę, idę... jestem coraz bardziej
zmęczony, a irytujące podejście nie chce się skończyć. Gdzieś tam w górze przebija
na moment grzbiet Ornaku .
Może spróbuję tam podejść z przełęczy i zobaczę coś ponad
chmurami? Idę, idę... wreszcie wyłania się polana ze słupkiem TPN-u
. Ufff...
nareszcie. Zrzucam plecak, zjadam kilka kawałków czekolady, popijam wodą. Z moich kijków
tworzę zaimprowizowany "statyw", z którego robię sobie zdjęcie
.
Rozgladam się dookoła. Widać jak zwykle niewiele, ale wydeptane ślady prowadzą
zarówno na Ornak, jak i w kierunku Kominiarskiego
Wierchu. Zastanawiam się chwilę. Mógłbym spróbować podejść w kierunku Ornaku, ale nie mam
żadnej gwarancji, czy wyjdę ponad chmury i nie wiem, ile mi to zajmie. A w planach mam
przecież powrót dość długim i męczącym odcinkiem Ścieżki nad Reglami. Jeśli nic nie
zobaczę, to stracę sporo czasu bez sensu. No cóż, daruję sobie to podejście. Zdejmuję więc raki,
na zejściu nie będą mi potrzebne, łatwiej i wygodniej będzie zjeżdzać na butach. Ścieżka,
z początku prawie płaska, po chwili robi się jednak dość stroma
,
więc tempo "zjazdu" jest bardzo szybkie. Mijają mnie podchodzący w górę
ludzie, na pierwszy rzut oka ojciec z synem,
obaj również uzbrojeni w raki i nawet czekany. Dalej schodzę w szybkim tempie,
wkrótce ścieżka robi się prawie płaska, widać podnóża szczytów w otoczeniu Chochołowskiej
.
Po kilku minutach docieram do Doliny Starej Roboty, a w chwilę
później do Chochołowskiej. Co ciekawe, na przełęczy stała tabliczka z frapujacym napisem
"Dol. Chocholowska 2.30 h". Szedłem 45 minut... Nie wiem, co autorzy mieli na myśli,
szczególnie że na dole stoi tabliczka mówiąca, że pod górę na Iwaniacką jest 1.45 h.
Chochołowska jest równie pusta jak Kościeliska
.
Na odcinku do Ścieżki nad Reglami nie
spotykam nikogo. Przy tabliczce przystaję na chwilę, znów kilka łyków wody i ruszam na szlak,
którym jeszcze nigdy w życiu nie szedłem. Ślad jest wyraźny, rusza prawie od razu pod górę.
Po kilku minutach wychodzę na rozległą polanę Jamy
.
Z mapy wiem, że
czeka mnie dość długie podejście lasem na Przełęcz Kominiarską. Na szczeście przez polanę
jest wyraźnie przedeptany ślad. Gdyby go nie bylo, to miałbym problem ze znalezieniem
dalszego ciągu szlaku. Wchodzę znów w las. Dalsza droga jest istną mordęgą. Nie jest może
stroma, ale strasznie monotonna, ponadto jestem już porządnie zmęczony
i głodny. Ale postanawiem sobie, że nie zatrzymam się, zanim nie dojdę do przełęczy.
Po niekończącym się podejściu robi się nareszcie płasko i orientuje się, że właśnie mijam
przełęcz, położoną całkowicie w lesie. Ponieważ idąc w dół nie męczę się, a nawet odpoczywam,
więc przerwę na jedzenie zostawiam sobie na później. Szlak prowadzi ostro w dół.
Biegnie chyba jakimś naturalnym zagłębieniem terenu, bo zaspy po bokach "tunelu" sięgają
ramion, na szczęście tylko na krótkim odcinku. Po długim zejściu wychodzę na skraj rozległej
polany z szałasami .
To musi byc Niżnia Polana Kominiarska.
Zatrzymuję się wreszcie, zjadam kanapkę, odpoczywam chwilę. Kawalek dalej wydeptany ślad
rozdziela się w na dwa. Zatrzymuję się zdezorientowany i rozglądam dookoła. Ukryte pod drzewem
tabliczki informują, że dotarłem do połączenia ze szlakiem w Dolinie Lejowej
.
Ruszam dalej za znakami czarnymi. Czeka mnie jeszcze kawałeczek delikatnego
podejścia na Przysłop Kominiarski,
a potem już tylko w dół do Kościeliskiej. Polana jest położona na przełęczy i zimą
bardzo malownicza
.
Dalej ścieżka znów zagłębia się w las, w końcu docieram do drewnianych schodków, teraz zupełnie
zasypanych. Jeszcze chwila i nagle orientuję się, że równolegle do mnie idą jacyś ludzie. No tak,
to już droga w Kościeliskiej, ostatnie metry szlaki biegą obok siebie. Wychodzę na drogę,
zatrzymuję się. Pakuję do plecaka stuptuty, odpinam z plecaka nieużywane od Iwaniackiej raki,
składam kijki i chowam aparat. Zjadam drugą i ostatnią kanapkę, porządkuję wszystko w plecaku i
nieco już wolniejszym krokiem ruszam w dół Kościeliskiej
.
Teraz też nie ma tu prawie ludzi,
mijam dosłownie kilka osób. W Kirach właśnie podjeżdza bus, ale kierowca oświadcza mi, że pojedzie
dopiero, gdy będzie miał komplet pasażerów. Wiedząc jak mało ludzi jest dziś w górach,
nie liczę, że będzie to szybciej niż za godzinę. Wolę wracać piechotą na Krzeptówki,
choć odczuwam te kilometry w nogach. Z lenistwa nie idę już na odległy o
kilkadziesiat metrów przystanek PKS, bo zakładam, że i tak
żadnego autobusu nie będzie w sensownym czasie. Po trzech minutach okazuje się,
że moje założenie było błedne... Mija mnie PKS do Zakopanego. No cóż, trudno. Przeszedłem tyle,
to przejdę kolejne cztery kilometry.
Droga dłuży się strasznie. Wreszcie docieram na Krzeptówki. Ufff... kawalek dziś zrobiłem, szkoda
tylko, że zobaczyłem niewiele więcej niż wczoraj. No ale pocieszam się, że przynajmniej dziś
śnieg nie sypał.
V: Nareszcie jesteś! I jak było?
W: Fajnie, tylko strasznie samotnie.
by v&w
PS W: Po powrocie do Warszawy na górskim forum internetowym przeczytałem relację kogoś, kto był w tym samym czasie w Tatrach. Okazuje się że mniej więcej powyżej 1500-1600 m n.p.m. chmur już nie bylo. Bylo piękne słońce i morza mgieł. Gdybym jednak podszedl na Ornak, to bym to wszystko zobaczył, a wycieczka miałaby zupełnie inny smak... Niech to szlag trafi...