na Starorobociański Szczyt przez Trzydniowiański Wierch
(22 września 2007)

Siwa Polana Dolina Chochołowska Polana Trzydniówka Trzydniowiański Wierch Kończysty Wierch Starorobociański Szczyt Gaborowa Przełęcz Siwa Przełęcz Dolina Starej Roboty Dolina Chochołowska Siwa Polana


otwórz mapkę w nowym oknie

trasa: łatwa technicznie, lecz wymagająca kondycyjnie; piękna widokowo
czas (bez odpoczynków): ok. 7-8 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 23 km

  zobacz trasę (wizualizacja 3D)

  zobacz profil wysokościowy trasy

W: Dziś naszym celem jest Raczkowa Czuba.
V: Wejście na nią wiąże się z NPG*...
W: Dlatego musimy być tam jak najwcześniej.
V: O siódmej zajeżdżamy na parking w Siwej Polanie.
W: Piękna pogoda!
V: Zzzimno...
W: Ledwo zdążyłem założyć plecak, już każesz mi się zatrzymać i wyjąć czapkę i rękawiczki.
V: Trochę lepiej, ale nadal zimno...
W: Wchodzimy w las. Faktycznie panuje tu przenikliwy chłód.
V: Maszerujmy żwawo, żeby się rozgrzać. Ale i tak droga dłuży się niemiłosiernie.
W: Mijamy Huciska. Gdzieś za naszymi plecami słychać warkot silnika. Po chwili mija nas traktor; z przyczepy wystaje siwy koński zad.
V: W końcu dochodzimy do szlaku na Polanie Trzydniówce.
W: Wyjmujemy kijki i wchodzimy w brzydki, rozjeżdżony las.
V: Zaczyna się podejście Krowim Żlebem . Nie lubię go...
W: Wyprzedza nas dwóch rozpędzonych turystów.
V: Niewiele wyżej, już w lesie, odpoczywają ciężko sapiąc.
W: My idziemy niezbyt szybkim, ale równym tempem i właściwie nie potrzebujemy się zatrzymywać.
V: Czeka nas najgorszy odcinek szlaku: wysokie kamienne stopnie w lesie.
W: Wspinamy się krok za krokiem. Wreszcie ścieżka robi się bardziej płaska; powoli wychodzimy z lasu.
V: Słońce grzeje coraz mocniej; wśród kęp kosówki robi nam się gorąco.
W: Zdejmujemy z siebie nieco warstw i zmieniamy czapki na "letnie" .
V: Poplątane korzenie zostały częściowo wycięte, idzie się całkiem znośnie.
W: Widać już szczyt Trzydniowiańskiego .
V: Docierasz tam pierwszy. Wskazujesz wzrokiem na dwóch panów ubranych w zgniłozielone T-shirty, wylegujących się na słońcu . Jeden z nich trzyma w ręku wielką lornetkę i co chwila spogląda po okolicznych graniach, szczególnie przyglądając się miejscom, gdzie ludzie lubią chodzić "na dziko". Z leżącego obok plecaka wystaje kabel od radiostacji.
W: Straż graniczna. Albo parkowcy.
V: Podejdź nieco i przyjrzyj się dyskretnie, mają naszywki na rękawach.
W: Spoglądam kątem oka: Straż Parku Narodowego. No cóż. W sumie nie ma to znaczenia, bo mając radio, mogą w każdej chwili zawiadomić pograniczników.
V: Hmmm... więc plan B?
W: Czyli?
V: Starorobociański?
W: Spoglądam na majestatyczną piramidę Starorobociańskiego Szczytu . Niezły pomysł. Przy takiej przejrzystości powietrza będą piękne widoki. Z odrobiną żalu zerkam w stronę Raczkowej Czuby: chyba poczeka do Schengen...
V: Ruszamy. Trawersując Czubik wspominamy naszą zimową wyprawę na Kończysty - ten trawers o mały włos nie skończył się wielkim zjazdem na tyłku w dół doliny...
W: Spójrz na kocioł pod Jarząbczym: widać porośnięte kosówką morenowe fałdy na dnie .
V: Idziesz pierwszy . Dochodzisz na szczyt. Jestem już tuż tuż.
W: Szczęka ci opadnie.
V: Wbijam wzrok w ziemię, żeby sobie nie popsuć wrażenia. Dopiero na szczycie podnoszę oczy... aaaaaaach! Pięknie widoczne Niżne Tatry, za nimi kolejne plany słowackich gór, jak namalowane. Na słupku granicznym czeka już na mnie gorąca herbatka .
W: Odpoczywamy chwilę i ruszamy w kierunku Starorobociańskiego.
V: Stąd wydaje się, że to jeszcze strasznie daleko .
W: Na przełęczy leży spory płat śniegu . Wyżej stok jest jedynie nieco przyprószony; z daleka wyglądał gorzej.
V: Idziemy zakosami, znowu prowadzisz. Machasz do mnie i pokazujesz coś na migi. Zatrzymuję się i robię ci zdjęcie .
W: Miejsce, w którym stoję, wyglądało z dołu jak szczyt; właściwy szczyt jest kawałek dalej.
V: Po chwili stoimy już na wierzchołku , podziwiając widoki. Niżne Tatry wyglądają jeszcze bardziej malowniczo .
W: Przy takiej widoczności trzeba zrobić panoramę 360 stopni. Wdrapuję się na słupek, żeby inni turyści nie wchodzili mi w kadr (panorama ze Starorobociańskiego Szczytu patrz >> tu).
V: Mamy jeszcze dużo czasu, więc spędzamy na szczycie kolejne czterdzieści minut, chłonąc krajobrazy.
W: Uzupełniamy nadwątlone siły wspaniałą "Konserwą wojskową".
V: Pycha!
W: W końcu z żalem ruszamy w dół.
V: Z początku ścieżka jest kiepska, osypująca się, wkrótce jednak staje się równa, szeroka; biegnie wzdłuż krawędzi ścian opadających stromo na północ .
W: Gdzieś tu masz takie fajne zdjęcie.
V: Nie pamiętam, na którym słupku. Robimy całą serię zdjęć na wszystkich słupkach po drodze .
W: Z Gaborowej Przełęczy schodzimy w dół po skałach. Po chwili okazuje się, że szlak odbił jako niepozorna ścieżyna w bok, a szeroka wydeptana droga to "dzika" ścieżka.
V: Na Siwej Przłęczy nie zatrzymujemy się nawet; od razu skręcamy do Doliny Starej Roboty. Z początku szlak przypomina Zadnie Koperszady: łagodny trawers nad doliną.
W: Spójrz tam: w kotle pod Starorobociańskim dokładnie widać, dokąd dochodzą lawiny . Kosodrzewina kończy się jak ucięta nożem.
V: Niestety ładna, równa ścieżka staje się stroma, kamienista, wilgotna i bardzo męcząca. Schodzimy i schodzimy, a dna doliny nie widać. Zaczynamy się niecierpliwić.
W: No ile można schodzić?
V: Nagle wykonujesz w powietrzu malowniczy półobrót i lądujesz na brzuchu w trawie obok ścieżki .
W: Nóżki mi wyjechały na trawie...
V: Schodzimy i schodzimy , wreszcie robi się bardziej płasko.
W: Jesteśmy jednak jeszcze dość wysoko; po wejściu w las błotnista droga nadal opada w dół. Po kilkudzisięciu minutach robi się płasko, ale dolina nie chce się skończyć.
V: Przechodzimy przez tor zejścia lawin spod Ornaku: połamane i powyrywane z korzeniami drzewa, naniesione ogromne głazy - pobojowisko .
W: W końcu z boku dochodzi szlak z Iwaniackiej i po chwili wychodzimy na drogę biegnącą dnem Doliny Chochołowskiej.
V: Dojdziemy do Hucisk i pojedziemy kolejką, dobrze?
W: Chętnie; nie chce mi się zasuwać taki kawał. A jeśli okaże się, że rowery są w podobnej cenie, to może spróbujemy?
V: Pewnie.
W: W Huciskach kolejka ucieka nam tuż sprzed nosa. Wypożyczenie roweru kosztuje pięć złotych.
V: Płacimy, wsiadamy i...
W: ... ale jazda! Nie trzeba wcale pedałować, raczej przyhamować od czasu do czasu przed grupkami ludzi.
V: Pędzimy w dół, aż nam się chłodno robi.
W: Po dziesięciu minutach zachwyceni oddajemy rowery na Siwej Polanie. Jak dla mnie - rewelacja.
V: Jeszcze oscypki dla całej rodziny i po kwadransie jesteśmy na Krzeptówkach.
W: Jutro w planach Tatry Bielskie.
_______
* NPG - Nielegalne Przekroczenie Granicy

by v&w

powrót do listy tras