ze Szczyrbskiego Jeziora na Wyżnią Koprową
Przełęcz i przez Rysy do Morskiego
Oka
(21-22 lipca 2007)
Szczyrbskie Jezioro (Štrbské Pleso) Popradzki Staw (Popradské pleso) Dolina Mięguszowiecka (Mengusovská dolina) Dolina Hińczowa (Hincova dolina) Wyżnia Koprowa Przełęcz (Vyšné Kôprovské sedlo) (2180 m n.p.m.) Dolina Hińczowa (Hincova dolina) Dolina Mięguszowiecka (Mengusovská dolina) Dolina Żabia Mięguszowiecka (Žabia dolina mengusovská) Chata pod Rysami (Chata pod Rysmi) Waga (Váha) Rysy (2503 m n.p.m.) Czarny Staw pod Rysami Morskie Oko Wodogrzmoty Mickiewicza - Palenica Białczańska
trasa: bardzo długa, miejscami trudna technicznie
i eksponowana; wspaniała widokowo
czas (bez odpoczynków): ok. 13-14 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 25 km
  zobacz trasę (wizualizacja 3D)
  zobacz profil wysokościowy trasy
W: Rano strasznie się grzebiemy, nie wiem,
co już spakowaliśmy, co nie.
V: Nie zmieści się...
W: Mówiłem, żebyśmy wzięli większy plecak!
V: I co teraz?
W: Bierzemy tylko jeden śpiwór. Rezygnujemy z klapek i zapasowych
koszulek.
V: Po solidnym ugnieceniu udaje nam się
zamknąć plecaki.
W: Nie jemy śniadania. Już nie ma czasu. Kupimy sobie coś na dworcu.
V: Na dworze piękna pogoda.
W: W kasie okazuje się, że na busik do Popradu zostało ostatnie osiem biletów,
które można kupić tylko bezpośrednio u kierowcy. Tymczasem wokół kręci się
coraz więcej ludzi, najwyraźniej też zamierzających jechać na Słowację.
V: Zaczynasz się robić nerwowy.
Jękolisz, że mogliśmy jechać wcześniej, albo
kupić wczoraj bilety, że bez sensu i w ogóle do bani. W końcu rezygnujemy
z pekaesu i jedziemy do Łysej Polany zwykłym busem do Palenicy.
W: Przekraczamy granicę i w tym samym momencie podjeżdża nasz niedoszły
pekaes do Popradu. Podchodzę do kierowcy i pytam, czy nie moglibyśmy się
zabrać na stojąco. Kierowca mruga do nas okiem i po chwili zgarnia nas
z pętli po słowackiej stronie.
V: Całą drogę gadacie sobie w najlepsze.
Czas szybko mija. Przed dziewiątą jesteśmy w Smokowcu.
W: Zdążyliśmy na wcześniejszą "elektriczkę".
V: Wystarczyło czasu nawet na kawę z
automatu.
W: Podjeżdżają trzy pociągi na raz. Wsiadamy do właściwego i jedziemy.
V: Kolejka jest świetna: zapowiedzi w trzech
językach, klimatyzacja. Jedziemy przez wielkie połacie wyłamanego lasu,
znowu robi to na nas przygnębiające wrażenie. Wyłomy porośnięte są obficie wierzbówką -
jak okiem sięgnąć różowo...
W: Mijamy kolejne stacje. Kolejka wspina się coraz wyżej i dojeżdżamy do
Štrbského Plesa . Upał straszny, choć jest dopiero dziesiąta rano.
V: Od razu na dzień dobry piękne widoki:
cudownej urody hotel "Panorama",
inne budynki albo postkomunistyczne, albo w remoncie.
W: Idziemy asfaltową drogą w tłumie turystów. W tle imponująca Wysoka
.
V: Czerwony szlak skręca w las. "Chodnik lesom
medzi plesom a Plesom", głosi tabliczka.
W: To chyba jakiś náučný chodník. Co chwila stoją tabliczki z informacjami
o lesie, geologii, wodach, z jakimiś wierszami. Idziemy prawie płasko
.
Wkrótce wychodzimy z lasu.
V: Fotografuję rośliny
.
W: Patrz, to Dolina Złomisk, a tam Żelazne Wrota
.
V: Tu nasz gospodarz jeździł na nartach?
W: Nie tylko. Z Krywania, Baranich Rogów, Rohatki i Czerwonej Ławki też.
V: Przechodzimy przez mostek i znowu wchodzimy w
las.
W: Gdzie to cholerne jezioro?
V: Chwilę później wychodzimy na asfaltową drogę przy
Popradzkim Stawie.
W: Nasz szlak skręca w lewo w las. Stoi tu mała wiata, skąd można pobierać
pakunki, jeśli ktoś chce się bawić w nosiča. Za wniesienie 5-10 kg
do Chaty pod Rysami przysługuje sherpa čaj i pamiątkowy certyfikat.
V: Schodzimy drogą do schroniska
.
Odpoczywamy chwilę, przybijamy pieczątkę
i wracamy na szlak.
W: Ścieżka prawie płaska. Wkrótce las ustępuje wysokiej kosodrzewinie.
Ludzi coraz mniej
.
V: Docieramy do rozstaju
. W prawo
odbija szlak na Rysy. My idziemy w lewo do Doliny Hińczowej
.
W: Mozolne podejście na kolejne progi doliny. Przed nami ukazują się
Mięgusze, a stawu nadal nie widać.
V: Właściwie jest już płasko, pokonujemy tylko
niewielkie garby morenowe
.
W końcu oczom naszym ukazuje się niebieska tafla Wielkiego Stawu Hińczowego
.
Zjedzmy coś, bo zaraz padnę.
W: Chwila odpoczynku, posiłek, podziwianie krajobrazu. Niepokoją mnie
zbierające się od południa, ciemniejące chmury.
V: Na Przełęczy pod Chłopkiem widać kilka sylwetek.
Blisko .
W: Ruszamy pod górę. Podejście pod Koprową Przełęcz jest strome i mozolne:
ścieżka wije się krótkimi zakosami, a końca nie widać.
V: Słyszysz?
W: Cholera. Grzmi!
V: Niebo zaciąga się chmurami, robi się ponuro.
Co chwila słychać grzmoty,
na szczęście jeszcze w miarę odległe. Spoglądamy na siebie niepewnie.
W: Jesteśmy już prawie na przełęczy. Wejdźmy już na nią, zróbmy sobie
zdjęcie i biegiem na dół.
V: Po chwili stoimy na Wyżniej Koprowej
Przełęczy. Szybkie zdjęcie
, panorama (panorama z Wyżniej Koprowej Przełęczy
patrz >> tu) .
W: Znad grani Baszt ciągną chmury.
V: Błyska się co chwila, zaczyna siąpić deszcz.
W: Tęsknie spoglądam w stronę tak bliskiego Koprowego Wierchu. Niestety,
dziś się nam nie uda.
V: Pędzimy na złamanie karku w dół
.
Zaczyna lać. Pioruny walą w okoliczne granie.
W: Przystajemy dopiero na poziomie stawu. Deszcz przechodzi, burza przesuwa
się na wschód, nad Wysoką i Osterwę. Patrz, Mięgusze "dymią"!
V: Znad Baszt przywiewa kolejną burzową chmurę
; nad dolną częścią Doliny
Mięguszowieckiej widać granatowe smugi ulewy, grzmoty przetaczają się
po górach raz za razem, odbijając się echem od Mięguszy. Z każdym błyskiem
przyspieszam, choć idziemy prosto w objęcia burzy.
W: Na szczęście i tym razem chmury przewiewa na wschód. Gdy dochodzimy
do rostaju, jest znowu ciepło i słonecznie.
V: Co teraz? Szybko kalkulujemy: jest piętnasta...
W: ...możemy nie zdążyć na ostatni SAD ze Smokowca do Łysej Polany.
Wtedy musielibyśmy szukać na gwałt noclegu na dole. To już lepiej chodźmy do
Chaty pod Rysami, tak jak planowaliśmy.
V: Od razu humor mi się poprawia, bo od kilku
dni cieszyłam się na nocleg w najwyżej położonym tatrzańskim schronisku.
W: Ruszamy długimi zakosami pod górę
,
mijając raz po raz turystów schodzących
już w dół. Wielu z nich to Polacy.
V: Znowu się zachmurzyło.
W: Ale tym razem to nie burza, tylko zwykły deszcz.
V: Wspinamy się na próg Doliny Żabiej
Mięguszowieckiej. Wśród piarżysk
pobłyskują tafle dwóch stawów; na jednym z nich kilka głazów tworzy wyspę
.
W: Zaczyna lać. Zakładamy kurtki.
V: Czekaj, jeszcze spodnie. Zimno mi.
W: Nie mogłaś od razu powiedzieć?
V: Ścieżka biegnie wzdłuż jeziora
.
Po prawej z progu górnego piętra doliny spada niewielki wodospad.
W: Dochodzimy do skalnej ściany. Tu szlak skręca i trawersuje skośne płyty.
V: Łańcuchy! I liny
.
W: Za płytą znowu zwykła ścieżka. Jesteśmy juz powyżej wodospadu, teraz
wspinamy się na zbocze kamiennej kotliny
.
V: Gdzie to schronisko?
W: Powinno już być.
V: Co to? Gdzieś ponad naszymi głowami
stoi maleńki niebieski budyneczek z werandą, przylepiony do skały
.
W: To jest ów słynny kibelek. Ale gdzie jest schronisko?
V: Przechodzimy jeszcze pod "bramką powitalną" obok tabliczki "Svobodné
kráľovstvo Rysy"
i po kolejnych kilkunastu krokach ukazuje się schronisko
.
Jakie malutkie!
W: No malutkie.
V: Wchodzimy do środka kamiennego budyneczku.
Załatwiamy ubytovanie.
W: Tak jak się spodziewaliśmy, miejsce do spania jest w jadalni na podłodze.
V: Kibelek sto metrów od schroniska, mycie ewentualnie nad
strumieniem.
W: Niestety nie ma vyprážanego syra, więc zamawiamy gulasz, bardzo
smaczny zresztą.
V: Zdejmujemy z ulgą zakiszone już buty, udajemy się na obowiązkowe
zwiedzanie toalety.
W: Kibelek niesamowity, z widokiem na góry
.
V: Zamiast jednej ściany wstawiona jest szyba, więc siedząc można
kontemplować widoki
.
Aż się nie chce wychodzić.
W: W schronisku robi się spokojniej, zostali już tylko ci, którzy nocują.
V: Zaczynają grzać. Zamawiam sobie bardzo
ekskluzywną kawę z mlekiem, bitą
śmietaną i ajerkoniakiem, do tego grzane wino...
W: ...a ja tradycyjnie piwko. Wdajemy się w rozmowę z innymi Polakami: Michałem
z Krakowa, który wędruje po Słowacji już kilka dni i jutro zamierza wracać
przez Rysy oraz parą z Bielska - oni dla odmiany przyszli od polskiej strony
i zeszli tu tylko dlatego, że zrobiło się już późno; nie mają śpiworów ani karimat.
V: Obok jakiś Słowak brzdąka swojej
dziewczynie na potwornie rozstrojonej
schroniskowej gitarze przeboje Metalliki, przy sąsiednim stole znowu Polacy.
W: Zapada zmrok. Ten i ów wyciąga czołówkę, w końcu chatar przynosi lampy naftowe
.
Przy kolejnych piwach i grzanych winach i coraz nowych góskich opowieściach
wieczór szybko mija.
V: O wpół do dziesiątej chatar zarządza
wynoszenie stołów z jadalni. Nieliczni
szczęśliwcy mający rezerwację idą na pięterko na swoje materace. Reszta turystycznej
braci wyciąga śpiwory, karimaty i przygotowuje się do snu. Chatar rozdaje
kilka kocy i materacy i dyryguje przygotowaniami. "Tu ma być uliczka".
W: Całkiem sprytnie, nie bedziemy po sobie deptać, jakby ktoś musiał w nocy wychodzić.
Robimy sobie legowisko z naszych polarów, schroniskowego
koca i jednego, na szczęście dużego i ciepłego, śpiwora.
V: Przecieramy sobie twarze - i to musi
starczyć za całą wieczorną toaletę. Czołówki
powoli gasną, każdy się jeszcze mości w miarę możliwości. Po chwili słychać już
pierwsze chrapanie.
W: W nocy kiepsko mi się śpi. Twardo, dookoła chrapanie,
do tego za oknami gwiżdże porywisty wiatr.
V: Mi też nie jest najwygodniej - zsuwam się z koca i
chwilami leżę na kamiennej podłodze. Mimo to rano budzę się w miarę wypoczęta.
W: Dwadzieścia po piątej wstaję i wychodzę na zewnątrz. Poranek krystaliczny
,
ale wieje jak cholera.
V: Około szóstej ludzie powoli się podnoszą,
zwijają śpiwory. Przed siódmą chatar zarządza wniesienie stołów. Z niecierpliwością
czekamy na śniadanie.
W: Ku naszemu zdziwieniu nie dostajemy wydzielonych porcji. Szwedzki stół, można
się najeść do woli.
V: Nie spiesząc się jemy, pijemy pyszny čaj
i o wpół do ósmej wychodzimy.
W: Za schroniskiem wymalowane czerwoną farbą ślady Lenina: tędy szedł, tu oparł
rękę, a tu siedział
.
V: Kamienną ścieżką idziemy w kierunku Wagi
.
Wieje strasznie.
W: Ale nie jest zimno.
V: Po chwili stajemy na przełęczy.
W: Ale widok
!
V: Widać już szczyt Rysów.
W: Ruszamy pod górę po kamienistym zboczu
.
V: Wiatr momentami dosłownie zatrzymuje w miejscu;
zapieramy się kijkami, żeby się nie przewrócić.
W: Przechodzimy na drugą stronę grani, skąd widać ostatni fragment podejścia.
Tu jest nieco ciszej
.
V: O wpół do dziewiątej stajemy na polskim wierzchołku.
Oprócz nas jest jeszcze z pięć osób - wszyscy spali razem z nami w schronisku.
W: Widoki zapierają dech w piersiach
.
V: Z aparatem na szyi pędzisz na słowacki wierzchołek.
W: Momentami wieje tak, że dosłownie kładę się na skale, żeby mnie nie zdmuchnęło.
Udaje mi się jednak zrobić pełną panoramę
(panorama z Rysów
patrz >> tu) .
V: Po chwili wracasz. Łapiemy zasięg, wysyłamy sms-y
do rodziców, że żyjemy. Jeszcze wspólne zdjęcie
i schodzimy.
W: Niżej robi się zupełnie cicho, tu wiatr nie dociera. Obawiałem się
wiatru na wąskiej grani pod szczytem; sama grań także nie robi na nas takiego
wrażenia, jak kiedyś
.
V: Schodzimy wzdłuż Rysy
. Praktycznie
w ogóle nie dotykamy łańcuchów.
W: Skała sucha, warunki idealne.
V: Gdy byliśmy tu dwa lata temu,
podejście wydawało mi się bardziej strome, eksponowane, trudne.
W: Wkrótce spotykamy pierwszych turystów podchodzących od polskiej strony.
"Wy już schodzicie?!", dziwią się.
V: Zatrzymuję się co chwila, żeby fotografować
kwiaty .
W: Wszędzie rosną kozłowce, całe żółte łany.
V: Im niżej jesteśmy, tym większy upał. Przy ostatnich łańcuchach
przebieramy się w krótkie spodnie.
W: Z dołu ciągną rządkiem turyści. Coraz więcej ich.
V: Na buli odpoczywamy
. Obok połyskują w
słońcu płaty śniegu
.
Ścieżka przecina jeden z nich.
W: Jaki mały w tym roku!
V: Na "moim" głazie robisz mi całą sesję zdjęciową
.
W: Schodzimy i schodzimy po kamiennych schodach
,
a Czarny Staw nadal daleko.
V: Wreszcie docieramy do jego brzegu
.
W: Przy rozstaju szlaków zatrzymujemy się na posiłek i ostatnie
napawanie się pięknymi widokami. Mija nas Michał, idący dotąd równolegle z nami.
V: Woda skrzy się promieniami słońca, ludzi
zadziwiająco mało. Spokój.
W: W końcu z żalem wstajemy i schodzimy nad Morskie Oko.
W pewnym momencie ze ściany Mięgusza dobiega donośne "K... ...ć".
Wytężamy wzrok i dostrzegamy taternika wiszącego na linie;
próbuje pokonać przewieszkę i kolejny raz odpada. Za którymś podejściem
w końcu mu się udaje.
V: Zaczynają nas mijać grupki "klapkarzy".
W: Ale jak na środek sezonu, niedzielę i taką piękną pogodę - to i tak jest
ich niewielu. Ścieżka wokół jeziora prawie pusta
, choć na samej "plaży"
trochę osób jest.
V: Oczywiście ktoś nie omieszkał się popluskać - szkoda,
że mandatu nie wlepiają...
W: Mijamy schronisko, kawałek dalej przepakowujemy plecaki, chowamy aparat,
wyrzucamy śmieci i ruszamy. Większość ludzi dopiera zmierza pod górę.
V: Jeszcze półtorej godziny marszu i docieramy do
zapchanego parkingu w Palenicy.
W: Wracamy przez Bukowinę. W Poroninie trafiamy na odpust. Stoimy długą chwilę w
korku, ukiszeni w tym upale.
V: Wreszcie docieramy na Krzeptówki. Prysznic!
Cudowne uczucie.
W: Trzy godziny się byczymy, a potem kolejne sześć w samochodzie. Około północy
jesteśmy w Warszawie.
V: Kilkanascie godzin temu byliśmy na Rysach.
W: Niezły przeskok... wycieczka super, choć Koprowy musi poczekać na lepszą pogodę.
V: Wejdziemy kiedyś.
W: Jasne.
by v&w