Ścieżką nad Reglami od Doliny Małej Łąki do
Doliny Białego oraz Dolina ku Dziurze - zimą
(4 lutego 2007)
Stare Krzeptówki - Droga pod Reglami - wylot Doliny Małej Łąki Wielka Polana Małołącka Przełęcz w Grzybowcu Dolina Strążyska Czerwona Przełęcz Sarnia Skała Czerwona Przełęcz Dolina Białego Dolina Białego - Droga pod Reglami Dolina ku Dziurze - Droga pod Reglami - Stare Krzeptówki
trasa: łatwa, bezpieczna pod względem lawinowym, w większości
nie wychodząca ponad górną granice lasu; z Sarniej Skały piękny widok na masyw Giewontu
czas (bez odpoczynków): ok. 6-8 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 14 km
  zobacz trasę (wizualizacja 3D)
  zobacz profil wysokościowy trasy
V: Po wczorajszych nieoczekiwanych
"atrakcjach" z samochodem dopiero dziś wyruszamy w góry.
W: Byliśmy umówieni na wspólną wycieczkę z ludźmi z górskiego forum internetowego.
Ostatecznie idziemy sami - im też samochód odmówił posłuszeństwa.
V: Jak pech to pech.
W: Planowaliśmy całą Ścieżkę nad Reglami od Doliny Chochołowskiej do Kalatówek,
ale robi się późno i w tej sytuacji decydujemy się na krótszy wariant: od Doliny
Małej Łąki, ewentualnie z wejściem na Nosal i Kopieniec.
V: Piękna zima, śnieg pada cały czas. Mijamy
ostatnie zabudowania Krzeptówek, docieramy do Drogi pod Reglami.
W: O rany. Nie ma drogi!
Jesteśmy tu dziś pierwszymi turystami.
V: Raźno maszerujemy w śniegu po kolana, aż nam się ciepło
robi; szybko stwierdzamy, że dwie warstwy polaru to jednak przesada.
W: Docieramy do zamkniętej na cztery spusty budki TPN u wylotu Doliny Małej Łąki
. Trzeci
stopień zagrożenia lawinowego. Szlak w dolinie przetarty przez piechurów i narciarzy
.
V: Cały czas pada śnieg. Drzewa wokoło wyglądają
bajkowo, jakby skulone pod białą pierzynką.
W: Idziemy dość szybko. Zaczynasz stękać coś o zasiedzeniu nad książkami i
braku kondycji.
V: Docieramy do naszego ulubionego mostka; spod śniegu
wystaje tylko poręcz
.
W: Wychodzimy na Wielką Polanę. Chmury wiszą nisko nad głowami,
gór właściwie nie widać. Miejscami zapadamy się w śnieg powyżej kolan. Ścieżka
nad Reglami w obie strony nieprzetarta. Czeka nas torowanie.
V: Zdjęcie
, kawałek czekolady i w drogę.
W: Idziemy po ledwo widocznych wczorajszych śladach , będących dziś jedynie subtelnym
wklęśnięciem w puchowej warstwie
.
V: Czy na pewno dobrze idziemy?
W: Patrz: znak na drzewie. Jesteśmy na szlaku.
V: A szliśmy już kiedyś tędy?
W: No tak, jak schodziliśmy z Giewontu; nasza pierwsza wycieczka.
V: Aha. No tak, tę polanę pamiętam.
W: Za polaną wchodzimy w las, robi się coraz stromiej. Śnieg pada coraz mocniej.
V: Zakładasz kaptur. Po chwili sapiesz, że gorąco i
zdejmujesz. Pada na głowę, więc znowu go zakładasz, wsypując sobie za kołnierz
śnieg, który w międzyczasie do niego napadał. Klniesz pod nosem.
W: Cholera mnie zaraz weźmie z tym śniegiem.
V: Robi się płasko, docieramy do połączenia szlaków.
Od strony Giewontu stoi żółta szachownica - ostrzeżenie przed lawinami
.
W: Przełęcz w Grzybowcu. Przestaje padać. W dół prowadzisz ty.
V: Ruszam stromym stokiem w dół. Idzie się
fantastycznie: miękko, niemal płynąc w białym puchu
.
Nawet wpadanie w śnieg jest przyjemne.
W: Dochodzimy do jakiegoś potoku; przechodzimy nad nim z duszą na ramieniu; jakoś nie
mamy nastroju na kąpiel.
V: Słychać pierwszych ludzi - dochodzimy do Doliny Strążyskiej
. Przy przedeptanej
drodze stoi mały domek: Herbaciarnia Parzenica.
W: Ludzi niewielu. Zatrzymujemy się na moment, popijamy herbatę z termosu.
V: Ruszamy dalej.
W: Szlak jest przetarty
.
Zostajesz z tyłu. No chodź, do Sarniej Skały
już niedaleko.
V: Na Czerwonej Przełęczy mijamy skiturowców:
instruktora i trzy kursantki. Ale mają fajnie...
W: Ta przełęcz jest jak Iwaniacka: nic z niej nie widać. Chociaż nie, Iwaniacka jest
lepsza, bo widać z niej Kominiarski Wierch.
V: Po trzech minutach wychodzimy z lasu; ładnie widać szczyt
Sarniej Skały
.
W: Spotykamy kolejnych turystów. Stromym zawijasem wspinamy się na wierzchołek
.
V: Słońce wychodzi zza chmur, Giewont odsłania się
jak na zawołanie .
W: Robimy kilka ładnych zdjęć, słońce kryje się na powrót
za chmurami. Robi się zimno.
V: Schodzimy. Szybko docieramy do połączenia szlaków
w Dolinie Białego
.
W: Trudno mówić o dolinie; jesteśmy dość wysoko na górskim zboczu.
V: Ostrzeżenie o lawinach. Na Ścieżce nad Reglami?
W: Tam niby jest jakiś żleb, ale chyba przesadzają.
V: Szlak znowu nieprzetarty. Ruszasz pierwszy, brnąc
w śniegu powyżej kolan.
W: Obchodzimy jedno zwalone drzewo, potem kolejne, wreszcie trafiamy
na cały wiatrołom.
V: Kluczymy między pniami, wreszcie wracamy na ścieżkę.
Dochodzimy do kolejnej tabliczki "uwaga lawiny".
W: Spójrz!
V: Przed nami ścieżka przekracza niewielki, ale stromy
żleb, kompletnie zasypany śniegiem, spod którego ledwo wystają balustrady dwóch
mostków
.
Teraz jasne, skąd ostrzeżenie o lawinach.
W: To jest to miejsce, z którego zawrócili moi rodzice, gdy bylismy tu
kiedyś dawno...
V: Ile miałeś lat?
W: Cztery. No dobrze, idziemy, tylko pojedynczo i bardzo ostrożnie.
V: Krok po kroku, trzymając się barierek i nerwowo zerkając
na żleb nad głowami przechodzimy na druga stronę.
W: Dalej znowu ścieżka. Mijamy jakieś skałki, długa poręcz i...
V: Co się stało? Czemu się zatrzymałeś?
W: Patrz.
V: Stoisz przed wielką poduchą śniegu,
gmerając w niej kijkiem.
W: Nachylenie ponad czterdzieści pięć stopni, nie mogę dosięgnąć gruntu
.
V: Przecież tego śniegu może być ze cztery metry!
W: Wracamy. Nie będziemy ryzykować.
V: Masz rację.
W: Cofamy się do mostków
.
Mijamy się z parą turystów. Uprzedzamy ich,
że raczej ciężko przejść.
V: Odpowiadają, że sprawdzą sami.
W: Zawrócą?
V: Na pewno. Jak by było dwóch facetów, to może by
ryzykowali, ale jak jest chłopak z dziewczyną, to zapewne będą rozsądniejsi.
W: Są. Zawrócili.
V: Wracamy po śladach. Nasi "znajomi" idą za nami.
Tuż przy połączeniu szlaków mówią: "to my przetrzemy nowy szlak" i robią sobie
skrót po stromym zboczu, płynąc w miękkim śniegu.
W: Idziemy w ich ślady. Już na żółtym szlaku w Dolinie Białego zatrzymujemy się na
małą przekąskę.
V: Ruszamy dalej. Idę pierwsza. Mijamy kolejnych turystów.
Nagle za plecami słyszę...
Łubudu!
V: Odwracam się: rymnąłeś jak długi u stóp mijanych turystów.
W: Nogi mi wyjechały...
V: Śmiejąc się otrzepujesz portki.
W: Dochodzimy do dna doliny. Jest trochę ludzi, ale ogólnie pustki
jak na to miejsce
.
V: Ładna ta dolina. Przypomina Dolinkę za Bramką, tylko
jest większa
.
W: Która godzina? Zdążymy jeszcze do Kuźnic i na Nosal? 14:30. Tak późno?! Nie damy rady
przed zmrokiem.
V: No trudno.
W: Ale mam pomysł: po drodze na Krzeptówki zajdziemy do Dolinki ku Dziurze. Byłem tam
ostatnio jako czteroletni brzdąc.
V: Drogą pod Reglami docieramy do dolinki. Z początku nijaka
,
dalej nawet ładna.
W: Na końcu strome wyślizgane podejście, zaopatrzone w poręcze, teraz kompletnie
oblodzone.
V: Z trudem docieramy do skalnej ściany z Dziurą
.
W: Wchodzimy kilka metrów w głąb jaskini. W środku ślisko, pod nogami
szurają zamrożone liście. Przez otwór w stropie jaskini wpada światło i śnieg, który
usypał miniaturowy stok.
V: Zakładam czołówkę, ale jej światło jest zbyt słabe
. Poza tym jest ślisko i jakoś nie mam ochoty eksplorować tych pięćdziesięciu
metrów korytarzy.
W: Wychodzimy na zewnątrz
.
Z trudem schodzimy wyślizganą ścieżką
.
Pac!
V: Znowu ci nogi wyjechały - siadłeś z impetem przed
jakąś panią.
W: W zapadającym zmierzchu idziemy Drogą pod Reglami, docieramy do Krzeptówek.
V: Czekaj, muszę coś zrobić.
W: Jak dziecko tarzasz się i turlasz po nieskazitelnie białym puchu.
V: Ładny orzeł?
W: Śliczny.
V: OK, możemy iść.
by v&w