na Kasprowy Wierch
(23 sierpnia 2006)
Kuźnice Boczań Przełęcz między Kopami Dolina Gąsienicowa Sucha Przełęcz Kasprowy Wierch Myślenickie Turnie Kuźnice
trasa: w miarę krótka, łatwa technicznie, przyjemne widoki;
przy ładnej pogodzie tłumy turystów
czas (bez odpoczynków): ok. 4-5 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 12,5 km
  zobacz trasę (wizualizacja 3D)
  zobacz profil wysokościowy trasy
V: Wstajemy wcześnie, w końcu mamy na
dziś ambitny plan: przejść brakujący odcinek
Orlej Perci między Kozią Przełęczą a Świnicą.
W: Pogoda zapowiada się nieźle, zaledwie kilka chmurek.
V: Wysiadamy z busa w Kuźnicach i miny nam rzedną:
niebo zasnuło się chmurami, zrobiło się nieprzyjemnie.
W: No cóż, idziemy, pogoda może się jeszcze poprawić.
V: Na szlaku w lesie jest okropnie ponuro,
odludnie i chłodno. Aż się nie chce iść.
Możemy odrobinę szybciej, poganiasz mnie. Jak chcesz, to sobie idź szybciej, złoszczę się.
Wleczemy się w milczeniu, z nosami zwieszonymi na kwintę.
W: Jak na złość zaczyna padać. Przy wiatrołomie na Boczaniu ubieramy przeciwdeszczowe
spodnie.
V: Wychodzimy na otwartą przestrzeń Skupniów Upłazu.
Wieje strasznie, ale szczyty widać.
W: Wyprzedza nas człowiek w krótkich spodenkach i koszulce,
biegnący pod górę. Kawałek dalej
mijamy się z nim ponownie - zapewne dobiegł do przełęczy i zawrócił.
V: Że też mu się chce w taką pogodę...
W: Dochodzimy do Przełęczy między Kopami. Spoglądam po szczytach;
coś czuję, że Orla Perć nie wchodzi dziś w rachubę.
V: Idziemy przez Rówień Królową w ulewnym deszczu.
Z siwej ściany chmur wyłania się jedynie zamglony kontur Kościelca
.
W: Dochodzimy do Hali Gąsienicowej
.
V: Odpoczywamy pod okapem jednego z domków;
marne to schronienie, bo z krawędzi dachu ciurkiem
leje się woda wprost na nasze kolana
.
W: Proponuję plan B: wejdziemy przez Suchą Przełęcz na Kasprowy Wierch, przejdziemy na
Kopę Kondracką i wrócimy przez Dolinę Małej Łaki. Może być?
V: Spoglądam w stronę Kasprowego
. Niech bedzie.
W: Ruszamy przez Halę Gąsienicową. Na szlaku spotykamy trochę ludzi, głównie "pelerynki"
schodzące do Murowańca. Mijamy dwie dziewczyny owinięte aż do kostek płachtami aluminiowej
folii NRC, która powiewa na wietrze; śmiesznie wyglądają, choć sam pomysł nie jest
taki głupi.
V: Mgła wokół nas gęstnieje, robi się przejmująco wilgotno i
zimno. Marzną mi dłonie, aż nie jestem w stanie trzymać kijków. Wieje coraz mocniej.
W: Nie idziemy do żadnej Kopy, zejdziemy z Kasprowego do Kuźnic.
V: Racja. Zimno mi...
W: Szczyt schował się w chmurze. Zaczyna się murowany szeroki
chodnik - to znaczy, że jesteśmy
już na Suchej Przełęczy. Widoczność dziesięć metrów. Tuż przy ścieżce pojawia się nagle
jakieś rudawe zwierzę. Pies? Nie, to lis!
V: Patrzę, a ty mierzysz kijkiem w rudy kształt. O rany,
prawdziwy lis!
W: Cholera go wie, może wściekły.
V: Albo oswojony.
W: Kiedyś był taki oswojony lis w Dolinie Kościeliskiej, przychodził do
turystów i żebrał o jedzienie; pewnie ten też.
V: Dochodzimy do stacji kolejki. Muszę na chwilę wejść do środka.
W: OK, poczekam na zewnątrz.
V: Wracam za dziesięć minut; stoisz zzbiębnięty.
W: Zmarzły mi ręce. Zróbmy sobie zdjęcie i schodźmy do Kuźnic.
V: Wdrapujemy się na właściwy wierzchołek,
robimy zdjęcie przy drzwiach obserwatorium
i
czym prędzej galopujemy w dół.
W: Straszny ziąb. Nawet ja chowam ręce do kieszeni. Nie ma mowy o wyjmowaniu aparatu.
V: Po paru chwilach szybkiego marszu wychodzimy z chmury
.
Patrz, zmienili przebieg szlaku.
W: Faktycznie, szerokie zakosy zlikwidowano, a ścieżkę puszczono prosto w dół
kamiennymi schodkami .
V: Szkoda, wcześniej było wygodniej, nachylenie znikome i
wygodny chodnik, a teraz trzeba wykręcać sobie nogi na tych kamieniach.
W: Mijamy Myślenickie Turnie. Z każdym metrem robi się cieplej, deszcz zelżał. Pod górę
idzie mnóstwo ludzi w kolorowych pelerynkach, krótkich spodenkach, trampkach i klapkach.
Biedni, nie wiedzą, co ich czeka na górze.
V: W lesie jest już całkiem ciepło; spomiędzy drzew
zaczynają się nieśmiało przebijać słoneczne promienie
.
W: Droga robi się płaska.
V: Jakieś zabudowania. Kuźnice? Już?
W: No Kuźnice, a co ma być.
V: Krótka trasa, aż śmiesznie. Po tych słowackich
długachnych dolinach...
W: Jest trzynasta. Wracamy do domu z poczuciem, że nigdzie nie byliśmy,
tak jakbyśmy połazili tylko po jakiejś dolinie.
V: Pogoda się poprawia, choć nad górami kłębią się gęste,
szare chmury.
W: Mam nadzieję, że po dwóch dniach paskudnej pogody następne będą już ładne.
by v&w