Orlą Percią od Skrajnego Granatu do Koziej Przełęczy
(14 sierpnia 2006)
Kuźnice Boczań Przełęcz między Kopami Dolina Gąsienicowa Czarny Staw Gąsienicowy Skrajny Granat Kozi Wierch (2291 m n.p.m.) Kozia Przełęcz Zmarzły Staw Dolina Gąsienicowa Przełęcz między Kopami Kuźnice
trasa: trudna technicznie (olbrzymia ilość sztucznych ułatwień,
miejscami duża ekspozycja) i męcząca, ale obfitująca w niezapomniane widoki i wrażenia
czas (bez odpoczynków): ok. 9-10 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 17 km
  zobacz trasę (wizualizacja 3D)
  zobacz profil wysokościowy trasy
W: Jedziemy tym razem na dłużej, na dodatek nocnym pekaesem, z całym ekwipunkiem,
kijkami, wałówką na pierwszy tydzień. O 5 rano zaspani wysiadamy na pustym dworcu w Zakopanem.
Obładowani jak wielbłądy wleczemy się w kierunku postoju taksówek; o tej porze na
inny rodzaj transportu raczej nie ma co liczyć. Kilka minut później jesteśmy na
Krzeptówkach.
V: Z ciężkim sercem budzimy naszą gospodynię,
przepakowujemy plecak, zostawiamy większość
dobytku, jemy śniadanie i jedziemy do Kuźnic.
W: Dziś mamy w planie Granaty. Pogoda jest taka sobie - chłodno, pochmurno.
V: Jest środek "długiego weekendu". Bus załadowamy
do pełna. Na szlaku przez
Boczań tłumy ludzi, mimo że jest gdzieś koło siódmej.
W: Tuż za nami głośno dyskutuje grupka Francuzów. Czekaj, niech nas wyprzedzą, nie mogę
słuchać tego ich gadania.
V: Puszczamy ich przodem, ale zaraz ich wyprzedzamy.
W: Za Przełęczą między Kopami zaczyna miejscami przezierać niebieskie niebo. Może się
wypogodzi?
V: W Murowańcu tłum ludzi. Znajdujemy z trudem
wolny stolik, coś jemy.
W: Po chwili dosiadają się do nas "nasi" Francuzi. Szybko kończymy
posiłek i w drogę.
V: Na drodze do Czarnego Stawu pusto. Czyżby wszyscy
udawali się tylko do Murowańca? Kościelec
wyłania się z mgieł .
W: Pozostałe szczyty też.
V: Kaczuszki! Jakie słodkie...
W: Idziemy dalej. Na rozwidleniu szlaków stoi tabliczka "Granaty 2h".
V: Ile?!
W: Niemożliwe, na pewno krócej. Przecież to blisko. Ścieżka pnie się w górę wśród
kosodrzewiny .
V: Powyżej kosówki zaczynają się piargi.
W: Hen w górze na skałach widać ludzi. Fajnie ten szlak biegnie, będziemy się trochę
wspinać.
V: Ścieżka rozmywa się w piargu. Mozolnie
pniemy się po sypkich kamieniach.
Spoglądając w dół orientujemy się, że zboczyliśmy nieco ze ścieżki.
W: Lawina zerwała ją na odcinku stu metrów.
V: Wydaje się, że do szczytu zostało tak niewiele, ale
idzie się fatalnie.
W: Ci ludzie na skałach to trenujący taternicy. Nasz szlak idzie w górę
piargiem.
V: W końcu dochodzimy do skał.
W: Łańcuch. Po co tutaj?
V: Dalej wspinaczka po skałach, niezbyt stromych.
Jesteśmy wykończeni podejściem, wleczemy się
niemiłosiernie.
W: Noc w autobusie daje się we znaki - co chwila przystajemy na kilka sekund
odpoczynku.
V: Wreszcie docieramy do szczytu
.
Faktycznie szliśmy dwie godziny.
W: Pogoda robi się ładna, widoczność niezła. Jeśli nam się będzie
dobrze szło, pójdziemy dalej
do Koziej Przełęczy, albo nawet do Zawratu.
V: Jeszcze na szczycie oznajmiasz, że chcesz zdjęcie,
jak dajesz słynny "krok nad szczeliną"
.
W: Trochę wspinaczki po skałach, a od Pośredniego Granatu ścieżka. Za
Zadnim Granatem jakiś turysta w kowbojskim kapeluszu pyta nas,
jak daleko do zielonego szlaku w dół. Już pan minął,
wyjaśniam. Ale zaraz będzie czarny szlak Żlebem Kulczyńskiego.
V: Kominek przy Czarnym Mniszku. Cholerne klamry
dla długonogich. Schodzisz pierwszy
.
W: Uważaj, zamiast jednego łańcucha jest zwykła lina.
V: Schodzi mi się lepiej niż rok temu.
W: Idziemy Żlebem Kulczyńskiego w górę; z początku sypki piarg, potem lita skała aż do
Przełączki nad Buczynową Dolinką.
V: Mijamy się z kilkuosobową grupą. Przepraszam,
czy znają się państwo na topografii Tatr,
pyta jedna z turystek. Czy to najwyższe tam - to jest Zawrat?
W: Nie, to jest Świnica. Zawrat to przełęcz, nie widać jej dobrze. A tamto,
wypytuje turystka. Tamto to Kościelec. Aha, dziekuję, odpowiada i
tłumaczy swojej przyjaciółce: to jest Zawrat,
znaczy Świnica.
V: Kilkanaście metrów dalej silny podmuch wiatru zrywa mi
z głowy kapelusik. Aaaaa, łaaaap!
W: Biegnę i łapię kapelutek - na szczęście zatrzymał się na skraju przepaści.
V: Mój kapelutek kochany... dziekuję.
W: Idziemy ścieżką, mijamy połączenie ze szlakiem z Pięciu Stawów, robi się
nieco tłoczno.
V: Ładnie widać Dolinę Pięciu Stawów
.
W: Zmęczeni docieramy na szczyt Koziego Wierchu. Siadamy na chwilę
.
Robię panoramę (panorama z Koziego Wierchu patrz >> tu)
V: Jest trochę ludzi. Jakiś nawiedzony turysta gotuje
sobie na małej maszynce turystycznej
herbatę (dosłownie, podgrzewa kubek z wodą i wymoczkiem liptona). Nie łatwiej było zabrać
termos, zastawawiam się. W tym samym momencie maszynka się przewraca i zawartość kubka
wylewa się amatorowi gotowania na buty. Uśmiechamy się z politowaniem i idziemy.
W: Szlak schodzi w dół w kierunku Wyżniej Koziej Przełęczy
.
Widać Kozie Czuby i
ludzi schodzących na przełęcz od drugiej strony. Zaraz się zrobi korek.
V: Idę przodem. Sama przełęcz śmieszna: schodzi się
niemal pionową ścianą w dół, by zaraz potem wejść równie pionową ścianą do góry.
Mijam się z ludźmi idącymi w przeciwną stronę,
trzeba chwilę poczekać. Ty stoisz nieco niżej
.
W: Na Kozich Czubach grań szeroka na metr, po obu stronach przepaść,
jak na złość zaczyna mocno wiać.
V: Widać drabinkę!
W: Osławiona drabinka nad Kozią Przełęczą. Podobno najtrudniejsze miejsce na całej
Orlej Perci. Zobaczymy.
V: Stromo w dół, łańcuchy. W pewnym momencie jesteśmy dokładnie
nad przełęczą .
W: Szlak przechodzi na stronę Doliny Pięciu Stawów, pokonuje
całą drabinkę wbitych klamer,
łączy się ze szlakiem żółtym i zawraca w kierunku Koziej Przęłęczy.
V: Kilka klamer, skalna półka... W deszczu szło
się tu znacznie gorzej.
W: Na przełęczy podejmujemy decyzję: idziemy do Zawratu. Akurat droga wolna.
V: Niewielki odcinek skalnej ściany i
dochodzimy do słynnej drabinki. No cóż, jest długa,
wąska, nieco skośna, ale na oko nie wygląda to tak źle, zwłaszcza że na obu jej
końcach są dodatkowo łańcuchy.
W: Idziesz pierwsza. Kilka sekund i już wychylasz się z góry.
Bez problemu, mówisz.
V: Chcesz zdjęcie? Proszę bardzo
.
W: Rzeczywiście, drabinka okazuje się przysłowiowym "pierdnięciem w mąkę".
V: Wyrażaj się!
W: ...okazuje się dość łatwa. Nie chybocze się, można stawiać
pewnie nogi. Jedyna trudność
polega na ekspozycji. Na szczęście nie mamy lęku wysokości. Trudniejsza dla mnie była
Wyżnia Kozia Przełęcz.
V: Nad drabinką wychodzimy na kamienny taras.
W: Od kilku minut z niepokojem obserwuję ciemne chmury, nadciągające z południa.
V: Coś szeleści po skałach. Grad!
W: O cholera. Spoglądamy po sobie. Wracamy.
V: Wracamy. Szybki odwrót.
W: Drabinka w dół okazuje się jeszcze łatwiejsza do pokonania.
V: Na Koziej Przełęczy robimy zdjęcie sobie
i chmurom, które nas wygoniły
.
W: Może i dobrze, że już schodzimy. Jesteśmy zmęczeni, zdekoncentrowani po
nieprzespanej nocy.
V: Rynną w dół
.
Miejscami szlak urywa się w kamiennym osypisku, miejscami przekracza wielkie kamienne płyty.
Od Koziej Dolinki normalna ścieżka do Zmarzłego Stawu.
W: Mały postój: "tankujemy" wodę do butelki, zjadamy resztki kanapek,
susząc się w słońcu, które teraz znowu przygrzewa - i w drogę.
V: Poniżej Zmarzłego Stawu spotykamy turystę,
z którym zamieniliśmy kilka słów na
Wyżniej Koziej Przełęczy; poszedł aż do Zawratu - chciał przejść jak najwięcej, bo
przyjechał w Tatry tylko na jeden dzień.
W: Siadaj przy tabliczce, to będzie twoje czwarte albo piąte zdjęcie
w tym miejscu .
V: Przy Czarnym Stawie gwałtownie przyspieszamy,
by jak najszybciej zostawić za sobą kolorowy tłumek, który już się zdążył tu zgromadzić.
Szukam wzrokiem tablicy upamiętniającej
śmierć Karłowicza, chcę zrobić zdjęcie.
W: Okazuje się, że jest całkiem blisko Murowańca.
V: Jakaś parka przystaje. Zerkają zaciekawieni w dół.
A czemu tam jest swastyka, pyta on.
W: Wyjaśniamy, że pomnik powstał przed epoką Hitlera, a swastyka jest symbolem słońca -
ulubionym znakiem Karłowicza
.
V: Z poczuciem, że przyczyniliśmy się do
poszerzenia czyjejś wiedzy, wracamy do Murowańca.
Chcieliśmy zjeść sobie po szarlotce dla uczczenia dzisiejszej trasy.
W: Po szarlotce, jeśli doszlibyśmy do Zawratu. Skoro dotarliśmy tylko do Koziej,
musi nam wystarczyć jeden kawałek na pół.
V: Nie ma szarlotki, słyszę w okienku. Buuuu...
W: Trudno. Bez energii idziemy do Kuźnic. Ostra trasa,
jak na pierwszy dzień. Musimy jutro
zaplanować coś lekkiego, bo potem dwa ciężkie dni na Słowacji.
V: Bus dowozi nas tylko do górnych Krupówek.
Dalej wszystko stoi: długi weekend.
W: Marsz przez totalnie zakorkowane Zakopane. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
Na szczęście w stronę Krzeptówek droga w miarę przejezdna i nie ma problemów
z transportem.
V: Będzie nam się dobrze spało dziś w nocy.
by v&w