na Przełęcz pod Osterwą
(11 lipca 2017)
parking Popradzki Staw (Popradské pleso) Dolina Mięguszowiecka (Mengusovská dolina) Popradzki Staw (Popradské pleso) Przełęcz pod Osterwą (Sedlo pod Ostrvou) Popradzki Staw (Popradské pleso) Szczyrbskie Jezioro (Štrbské Pleso)
trasa: łatwa choć momentami dość męcząca
czas (bez odpoczynków): ok. 4,5 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 13,5 km
  zobacz trasę (wizualizacja 3D)
  zobacz profil wysokościowy trasy
W: Wstawaj!
K: Ojej... tak wcześnie...
W: Pogoda za oknem taka sobie, ale góry widać. Martwię się jednak czy się nie zepsuje.
K: No to najwyżej nie wejdziemy na Rysy.
W: Tak jest, obowiązku nie ma. Możemy wejść na inną górę - Osterwę. To też wysoko i ładny widok, ale jednak znacznie krócej.
K: O, to dobry pomysł.
W: Ale zobaczymy na miejscu. Gotowa jestes?
K: Tak. Pamiętaj, weź moją kozicę.
W: Pamiętam. Pluszowa kozica Krasnoludki jest już spakowana. Do tego kurtki, jedzenie i pełen komplet ubrania na zmianę.
K: Ale pusto na ulicy!
W: Przecież jest 5 rano, ludzie jeszcze śpią.
K: No tak.
W: Jedziemy drogą Balzera. Nagle muszę gwałtownie hamować. Patrz!!! Jaki wielki jeleń!
K: Widzę! Ale ma ogromne poroże!
W: Byk znika w zaroślach po drugiej stronie szosy. Teraz do kompletu powinniśmy spotkać niedźwiedzia. Mijamy granicę, potem Jaworzynę, Zdziar, Tatrzańską Łomnicę, Smokowce. Wreszcie skręcamy w prawo na parking
Popradské pleso
K: Ale pusto, jesteśmy sami!
W: No nie do końca sami, są już panowie pobierajacy opłatę. 8 euro, cena już widzę wakacyjna, wyższa niż była ostatnio.
K: Chodźmy!
W: Ruszamy pustą asfaltową drogą w górę szerokiej doliny Mięguszowieckiej. Zupełna pustka. Jest w miarę chłodno, a szczyty kryją się
w chmurach. Mam nadzieję, że taka pogoda wyklucza możliwość wystąpienia burzy. Zazwyczaj letnie burze zaczynają się od pięknej pogody
rano i narastającego nieznośnego upału.
K: O! Tam jest znak szlaku. O! A tam kolejny.
W: Nie musisz ich tak wypatrywać, idziemy drogą. Nie można się zgubić.
K: Ale ja chcę ich wypatrywać.
W: Aha, ok, to co innego.
K: Minął nas samochód. Gdzie on jedzie?
W: To zaopatrzenie do schroniska.
K: Może zamachamy, to nas podwiozą?
W: No jeśli chcesz, to próbuj.
K: Będę!
W: Mimo machania Krasnoludki kolejny samochód nie zatrzymuje się.
K: Ja z tobą zdobywam górskie sprawności. Jesteś moim mistrzem, a ja padawanem. Jak u rycerzy Jedi!
W: No tak, można to tak określić.
K: Ale jest dziedzina, gdzie to ja jestem mistrzem, a ty uczniem!
W: Jaka?
K: Pokemony! Mogę o nich poopowiadać.
W: Opowiadaj! Chętnie posłucham. Krasnoludka rozpoczyna długą tyradę, niemal wykład o Pokemonach. Nie przerywam jej, bo widzę, że nie
myśli wtedy o trudach marszu, tylko żwawo zasuwa pod górę.
K: Daleko jeszcze?
W: Według mapy i oznaczeń jeszcze kilometr do schroniska
.
K: A co to za szlak?
W: Szlak do Symbolicznego Cmentarza Ofiar Tatr. Może tam wejdziemy jak będziemy schodzić?
K: Dobrze!
W: Patrz. To już Popradzki Staw. Jak pięknie odbijają się w nim te skały
.
K: Odpocznijmy chwilę.
W: Pewnie. Musimy jeszcze podejść o tam, tymi zakosami pod górę. To jakaś godzina. A potem wracamy tak jak przyszliśmy, albo idziemy
dalej, jeszcze jakieś dwie godziny, ale tam też będzie ładne jezioro.
K: Zdecydujemy na górze, dobrze?
W: Tak. Patrz, tu są tabliczki pokazujące ile jest kilometrów do różnych znanych gór. Nawet Mt Everest jest!
K: A tu jest rzeźba górskiego tragarza!
W: No jest. Później pojawią się prawdziwi tragarze.
K: To co, ruszamy pod górę?
W: Tak. Uważaj! Nie właź w tą wodę. Lepiej bez sensu butów nie przemoczyć.
K: Dobrze.
W: Szlak zaczyna iść po rozległym piargu, łągodnie się wznosząc, ale pokonując długie zakosy. Teren robi się coraz bardziej stromy
.
K: Jezioro jest już sporo niżej.
W: A przełęcz sporo bliżej. Doganiamy dwójkę turystów, oprócz nich i nas nie ma nikogo na szlaku.
K: Jakie fajne skały!
W: Owszem. My idziemy żlebem, ale wokół są niemal pionowe ściany
.
K: A co to za góra, tam w chmurach?
W: To Wysoka. Najwyższy szczyt w okolicy. Jest naprawdę wysoka!
K: A można tam wejść?
W: Można, ale tylko z przewodnikiem. Nie ma tam szlaku.
K: Już całkiem niedaleko.
W: Rzeczywiscie do przełęczy jest już blisko. Jednak od kilku minut niepokoją mnie odległe pomruki. Tak jakby zbierało się na burzę. Dźwięki
początkowo oddalone, z minuty na minutę stają się coraz bliższe. Burza idzie gdzieś od południa. No cóż, schodzić? Czy jednak pójdzie to
bokiem? A może zdążymy wejść i zejść?
K: Co tak się rozglądasz?
W: Idzie deszcz. Może nawet burza. Ale pewnie pójdzie bokiem.
K: Ale zdążymy?
W: Tak, ale już szybciutko musimy iść.
K: Tak.
W: Dobiegamy do przełęczy, całe niebo na południu jest ciemnogranatowe. Grzmi już blisko. Róbmy błyskawiczne zdjęcie
i biegiem w dół!
K: Ojej, boję się!
W: Spokojnie, burza jest blisko, ale jeszcze nie nad nami. Zdążymy zejść. Najwyżej nieco zmokniemy. A ważne by nie być na szczycie w czasie burzy.
K: Boję się piorunów!
W: Ja też się boję, ale spokojnie. Grzmi, ale pioruny są gdzieś w chmurach, nie biją w ziemię. Lećmy w dół. Daj rękę, tak będzie dla ciebie bezpieczniej.
K: Ojej, jak ciemno!
W: Rzeczywiscie, burza już przelewa się przez Grań Baszt
.
Zrobiło się bardzo ponuro. Na Popradzkim Stawie pojawia się wyraźna fala. Powierzchnia matowieje - tam już musi porządnie lać.
K: Schodźmy szybciej!
W: Nie bój się aż tak. Grzmi, zaraz będzie lało, ale jesteśmy już sporo niżej.
K: Boję się!
W: Uderza w nas silny wiatr, a z nieba spadają potoki deszczu z gradem. W kilka sekund jesteśmy cali mokrzy.
K: Mokro!!!
W: Wiem że mokro. Ale teraz nie ma już sensu wyjmować kurtek z plecaka. I tak leje tak mocno że i je przemoczy, a zresztą na co je włożymy?
Na mokre bluzy?
K: Ojej, jak grzmi!
W: Grzmi, ale jak widzisz pioruny nigdzie nie uderzają. Na razie nie ma niebezpieczeństwa. Schodźmy, ale uważaj, bo zrobiło się
ślisko.
K: Mokro!!!
W: Już blisko do schroniska. Tam się przebierzesz. Mam w plecaku suche ubranie.
K: Ale butów na zmianę mi nie zabrałeś!
W: No nie, jakoś to przeżyjesz. Dla siebie też nie mam na zmianę. Czekaj, zrobię Ci zdjęcie
.
K: Ale ja jestem jak zmokła kura!
W: Ja też. Dwie zmokłe kury!
K: Już mniej pada. Nawet góry lepiej widać.
W: No lepiej, powietrze się oczyściło. Burza już przechodzi. Szkoda, że nie byliśmy tam wcześniej, właściwie wbiegliśmy i zbiegliśmy. Nic nie zobaczyliśmy.
K: To tak jakbyśmy nie byli.
W: Wrócimy przy lepszej pogodzie. Ale przygoda fajna.
K: Średnio fajna. Mokro mi!
W: Teraz to średnio fajna, ale będziesz to i tak wspominać.
K: No na szczęście już schronisko.
W: Daj tą bluzę. O rany, rzeczywiście jest potwornie mokra i ciężka. Patrz, wykręcam i leje się z niej mnóstwo wody. Ściągaj to wszystko z siebie.
Ale już. Masz tu suche ubranie.
K: Nie mogę butów rozwiązać.
W: Czekaj, zawiązałem je podwójnie. No dobra, teraz zdejmuj wszystko. Ubieraj się. I jak? Cieplej?
K: Oj tak, o wiele.
W: Mokre strasznie to wszystko. Powieszę to na plecaku. Już wychodzi słońce, to ma szanse przeschnąć.
K: A może coś zjemy w schronisku?
W: W sumie to dobry pomysł. Coś ciepłego. Kupujemy vyprážaný syr.
K: Dobre!
W: To taki mój słowacki przysmak. Ok, zjedliśmy to ruszajmy dalej.
K: Jaka ładna pogoda teraz.
W: No niestety, burza wybrała sobie zły moment. Prognozy mówiły że może być o 14. A była o 10 rano.
K: Idziemy jakos inaczej
.
W: Tak, nie idziemy prosto na parking, tylko kawałek dalej, do takiego narciarskiego kurortu - Szczyrbskiego Jeziora. Na parking wrócimy kolejką elektryczną. Spodoba ci się.
K: O rany, jakie tu błoto!
W: Owszem, po ulewie na szlaku jest bardzo błotniście. Do tego z dołu idzie sporo ludzi i czasem trzeba puścić całą grupę.
K: Daleko jeszcze?
W: Nie. Patrz, tam już widać skocznie narciarskie. A tam jest kolejka na Skrajne Solisko. Może byśmy jeszcze zdążyli nią podjechać?
K: Zmęczona jestem.
W: Racja. Ja też, a to by zajęło dodatkowe dwie godziny. Nie ma sensu.
K: Fajne są te tabliczki z informacjami.
W: Wzdłuż szlaku sa umieszczone tablice edukacyjne. Krasnoludka zapoznaje sie z treścią każdej z nich. Wreszcie schodzimy na asfalt w Szczyrbskim Jeziorze
.
K: Mówiłeś, że jak wejdę na górę, to moja kozica dostanie świstaka do kompletu.
W: To prawda, obiecałem i słowa dotrzymam. Musimy tylko znaleźć sklep gdzie mają pluszowe świstaki. O patrz, tu są!
K: Ten! Jaki piękny! Nazwę go Giewont. Kozica ma na imię Rysy, to będzie pasowało.
W: Krasnoludka z nowym pluszakiem radośnie podąża na dworzec elektriczki. Tam kupujemy bilety w automacie, nieco czekamy i wreszcie wsiadamy do kolejki. Jedziemy tylko ok 1,5 kilometra.
Zdawało mi się, że parking jest dalej, mogliśmy ten odcinek podejść.
K: Fajna ta kolejka!
W: Wsiadamy w nasz samochód. Po drodze jeszcze zatrzymujemy się fotografować Gerlach, a potem Tatry Bielskie w Zdziarze. Pogoda znów sie nieco psuje, ale tym razem nie zbiera się na burzę.
Docieramy wreszcie do Zakopanego i przejeżdżamy przez centrum. Rany Boskie... ile tu ludzi!
K: Kupmy oscypki pod Gubałówką.
W: Nie ma tu gdzie zaparkować. Wrócimy do domu i zrobimy sobie spacer. To dodatkowe 6 kilometrów, ale przynajmniej poruszamy się.
K: Dobrze.
W: Jutro Giewont lub Czerwone Wierchy.
by v&w&k