na Kralovą Holę
(31 sierpnia 2016)

Šumiac - Przednia Przełęcz (Predné sedlo) - Przełęcz Śniegowa Jama (sedlo Snehová jama) - Kralova Hola (Kráľova hoľa) (asfaltowo-szutrowa droga na szczyt) Przełęcz Śniegowa Jama (sedlo Snehová jama) - Przednia Przełęcz (Predné sedlo) - Šumiac

trasa: bardzo łatwa, choć dość długa
czas (bez odpoczynków): ok. 5,5 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 20 km

  zobacz trasę (wizualizacja 3D)

  zobacz profil wysokościowy trasy

W: Dzisiaj kończę swój 3-dniowy pobyt w Tatrach. Pogoda od rana jest piękna, więc zgodnie z planem chcę wejsć na najwyższy szczyt wschodniej części Niżnych Tatr, czyli Kralovą Holę. Góra ma 1948 m n.p.m. więc niemal tyle co Kasprowy Wierch. Szczyt jest doskonale widoczny z większości tatrzańskich wierzchołków, jest dość charakterystyczny, bo stoi na nim wielki (130 m) maszt przekaźnika telewizyjnego. Góra ta to również mekka rowerzystów, bo prowadzi nań zamknięta dla samochodów asfaltowa droga, a 11 km ostrego zjazdu to jest to. Prawdę powiedziawszy, gdyby zmierzyć wysokość wraz z masztem, to będzie wyższa od Chopoka i Dziumbiru, więc będzie najwyższym szczytem Niżnych Tatr. Tak czy siak - kawał góry i wspaniały punkt widokowy na Tatry i kotlinę Popradzką.

Najpierw muszę tam dojechać. To 100 km od Zakopanego, krętymi górskimi drogami, co zajmie ok 2 h. Na Łysej Polanie zagaduję z właścicielem sklepu "Prepactie, hladam zmenaren. A vela chcete pamieniat? Desat euro. To bude sztyrdysat piat zlotych. Bude to dobre? Ano :) Dakujem vam pekne!" Tym sposobem, nieco "na lewo" uzyskuję 10 euro na jakies niespodzianki w kraju należącym bądź co bądź do strefy tej waluty. Wszędzie to działa w strefach przygranicznych, tak mówi mi moje doświadczenie. Dalej jazda malowniczymi podtatrzańskimi drogami. W Tatrzańskiej Łomnicy nawigacja kieruje mnie na jakąs zupełnie podrzędną i dziurawą drogę do Wielkiej Łomnicy. Tylko kawałek od znanych kurortów i ukazuje się cała bieda Słowacji - opuszczone betonowe ośrodki z czasów CSRS, jakieś walące się domostwa. Dojeżdżam w okolice lotniska w Popradzie. Widok na Tatry jest tak wspaniały, że aż zjeżdżam na stację benzynową, by zrobić kilka zdjęć . Potem wjeżdżam do samego Popradu, gdzie gubię się, wjeżdżam w jakieś blokowisko i nieźle muszę się nakombinować by wrócić na drogę wiodącą ku celowi. Poprad to najbrzydsze miasto świata (mówię tu o osiedlach, nie o starówce), ale również z jednym z najładniejszych widoków. Dalsza trasa wiedzie na południe od Popradu przez malownicze tereny i mniej malownicze romskie wsie. Biegające bez celu dzieci, znudzeni ciężkim żywotem śniadzi faceci, młodzież stojąca przy drogach i sprzedająca grzyby i jagody - taki standardowy krajobraz. Wspinam się serpentynami na wyniosłą przełęcz, zjeżdżam w dół, mijam malownicze kolejowe wiadukty w miejscowości Telgart. Samochód zostawiam w miejscowości Šumiac, gdzie zostaję też dokładnie obejrzany przez gromadę nudzących się Cyganów. Aczkolwiek miejscowość to jakieś turystyczne miejsce, więc jest dość zadbana. Stwierdzam, że podejście południowymi stokami w pełnym słońcu nie będzie przyjemne, więc podejmuję decyzję by iść tą szutrowo-asfaltową drogą. Może nieco dalej niż idącym na wprost szlakiem, ale nachylenie mniejsze, nieco cienia we fragmentach leśnych i równa nawierzchnia, więc można iść szybko. A iść szybko muszę, bo mam jeszcze dziś wrócić do Warszawy, a stąd to 600 km. Ruszam więc więc raźno pod górę, co jakiś czas podglądam na mapie topo w telefonie gdzie to ja właściwie jestem, bo jest to dla mnie miejsce nowe, nieznane. Niżne Tatry w tej części przypominają nieco Bieszczady - jest tu pusto, dziko i malowniczo, choć nie sa to góry typu alpejskiego. Po około godzinie marszu dochodzę do nowo powstałego baro-schroniska na Przedniej Przełęczy , skąd zaczyna się właściwa asfaltówka. Przyspieszam kroku. Wkrótce kończy się las i ukazuje sie szczyt z imponującym przekaźnikiem. Ale nadal trzeba pokonac 500 m deniwelacji, a łagodne nachylenie drogi powoduje że wyciąga się ona w długie zakręty. Idę, idę i dojść nie mogę. Z prawej na Przełęczy Śniegowa Jama dołącza szlak z Telgartu . Mapa w telefonie mówi mi, że teraz droga przejdzie na północne stoki góry i czeka mnie jszcze kilka serpentyn. Odsłania się wspaniały widok na Tatry Wysokie . Pod samym szczytem ścinam więc "na rympał" i choć tak jest mozolniej, to jednak czasowo wychodzi szybciej. O 13, zgodnie z planem, melduję się przy maszcie . Widok powalający - całe Tatry Wysokie jak na dłoni , Zachodnie nieco dalej, ale też dobrze widoczne (panorama patrz >> tu). No i piękny widok na grzbiet Niskich Tatr. I jeszcze dużo innych, niższych pasm na Słowacji i Węgrzech. Siedzę z 10 minut, ktoś mi robi zdjęcie i raźno ruszam w dół, tym razem ścinając większy fragment drogi, idąc właśnie górną częscią szlaku do Telgartu. Ostatni rzut oka na szczyt . Stromo, trawiaste zbocze, a to zwykła ścieżka , a nie ładne kamienne schodki jak często bywa w górach. Nogi, a właściwie stopy zaczynają boleć. Gdy dochodzę do szosy, to już grzecznie maszeruję nią w dół. Właściwie to nie jest marsz, tylko taki marszobieg, 11 km w dół zajmuje mi 1,5 h. Kilka razy mijają mnie policyjne radiowozy, patrolujące drogę - jest ona oficjalnie zamknieta dla ruchu kołowego, ale jak widać - chętnych do wjechania tam samochodem musi nie brakować. Co i rusz mijają mnie też w dzikim pędzie zjeżdżający z góry rowerzyści. To najdłuższy w tej częsci Europy zjazd, choc nie wiem, jak ocenić nachylenia i długości szosy transfogaraskiej. Dochodzę wreszcie do Šumiac. Wsiadam w samochód i przez Poprad, Kieżmark, Żdziar i Jurgów, cały czas wśród wspaniałych krajobrazów wracam do Zakopianki i dalej do Warszawy. Uff... zacząłem ten dzień o 6:30 rano, skończyłem o 23, ale było warto!

Polecam wycieczkę każdemu. Podobnie jak Babia Góra - pokazuje Tatry z pewnej odległości ale z dużej wysokości, dzięki czemu można szczegółowo zapoznać się z ich topografią i układem

by v&w

powrót do listy tras