na Starorobociański Szczyt przez Trzydniowiański Wierch
(18 września 2005)

Siwa Polana Dolina Chochołowska Polana Trzydniówka Trzydniowiański Wierch Kończysty Wierch Starorobociański Szczyt Raczkowa Przełęcz Siwa Przełęcz Ornak Przełęcz Iwaniacka schronisko Ornak Dolina Kościeliska Kiry


otwórz mapkę w nowym oknie

trasa: łatwa technicznie, lecz wymagająca kondycyjnie; piękna widokowo.
czas (bez odpoczynków): ok. 7-8 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 23 km

  zobacz trasę (wizualizacja 3D)

  zobacz profil wysokościowy trasy

V: Wstajemy przed szóstą.
W: Dobra wiadomość: widać Giewont! Wyłania się co chwila zza chmur.
V: Śniadanie i idziemy.
W: No i pojawia się problem.
V: Wszystkie PKS-y z Krzeptówek do Doliny Chochołowskiej jeżdżą do końca sierpnia. Busów też jakoś nie widać. Stoimy z piętnaście minut i mijają nas może ze dwa samochody.
W: Możemy tak czekać pół dnia. Trudno, idziemy na piechotę.
V: Ale to strasznie daleko...
W: Najwyżej pójdziemy przez Dolinę Kościeliską.
V: Ruszamy, oglądając sie co chwila. Coś jedzie!
W: Bus. Pełen ludzi, ale mieścimy się.
V: Uff!
W: Dochodzimy kilkaset metrów do Siwej Polany. Pustka. Wiata TPN zamknięta na cztery spusty. Fajnie, jesteśmy 3 złote do przodu.
V: Gorzej, że ciuchcia jeździ też tylko w sezonie.
W: Idziemy. Sprytne pasterskie psy gonią stado krów. Poza ich właścicielem ani żywego ducha .
V: Po stokach snują sie kłęby bajkowych mgieł .
W: Patrz, nawet widać momentami szczyty. Na Ciemniaku śnieg! Starorobociański jest wyższy, więc zapewne będziemy szli w śniegu.
V: Mija nas w pędzie jakiś entuzjasta porannego biegania.
W: Wreszcie Huciska . Gdyby kolejka jeździła, stąd zaczynalibyśmy marsz.
V: Znowu dwóch biegaczy.
W: Mijamy Dolinę Starej Roboty.
V: Co to, drzewa wycinają? W parku narodowym?
W: Zaraz będzie nasz szlak. O, już. Wchodzimy w las.
V: Beznadzieja. Błoto, korzenie, szlaku prawie nie ma. Zaczynam zostawać w tyle.
W: Niosę plecak, nie idę szybko, a ty jęczysz.
V: Nie mam siły... ale stromo... poczekaj na mnie!
W: Co ci jest?
V: Nie mam siły jakoś...
W: Chcesz batonik?
V: Chcę.
W: Idziemy dalej.
V: Ciągle pod górę, po kamiennych stopniach, za wysokich jak dla nas. Kiedy się skończy ten las?
W: Robi się płasko, ostanie drzewa. Słychać szum. Będzie wiało na grani.
V: Zakładamy windstoppery i rękawiczki.
W: W międzyczasie robię jeszcze zdjęcie Przełęczy Iwaniackiej .
V: Wchodzimy w kosodrzwinę. Wcale nie wieje, za to jest duszno, żywicznie.
W: Ścieżka jest kiepska, błotnista, miejscami korzenie sięgają do kolan. Nie sposób iść tak, by nie dotykac mokrych gałęzi. Cały jestem mokry. Na dodatek windstopper grzeje.
V: Zaczynasz kląć . Po kolejnej "przejażdżce" po błocie i korzeniach rzucasz siarczyste przekleństwo i wypruwasz do przodu.
W: Bo widzę koniec kosodrzewiny.
V: Wychodzimy na grzbiet. Ściągamy mokre windstoppery. Mgła stoi pionową ścianą po jednej stronie .
W: Patrz, widać Trzydniowański Wierch . A tam dalej Starorobociański i nawet Bystrą .
V: Kosodrzwina pod szczytem jest już nie tyle mokra, co zamrożona .
W: Trzydniowański Wierch zdobyty .
V: Wciągamy na grzbiety windstoppery, bo wieje nieźle. Pijemy po kubku kawy (mniam!).
W: Tu jest szlak papieski, ten czerwony do Doliny Jarząbczej.
V: Idziemy dalej. Odwracam się, żeby zrobić zdjęcie; szczytu już nie widać zza mgły .
W: Mijamy bokiem Czubik.
V: Przynajmniej nie wieje.
W: Zaczyna się podejście pod Kończysty Wierch. Mgła gęsta jak mleko.
V: I śnieg! Wszystko ośnieżone, na źdźbłach trawy zastygły lodowe falbanki .
W: Wreszcie wyłania się szczyt .
V: Drewniany słup oblepiony z jednej strony koronkami lodu .
W: Widać, z której strony wiał wiatr.
V: Daleko jeszcze?
W: Według GPS-a nieco ponad kilometr . Idziemy granią, która w tym miejscu rozdwaja się, tworząc rów.
V: Idziemy dalej w gestej mgle.
W: Dochodzimy do przełęczy. Zaczyna się ostatnie podejście.
V: Mozolne.
W: Nagle... łał! Widać błękitne niebo! Na moment odwiewa chmury. Widać Starorobociański i Raczkową Czubę.
V: Przywiewa kolejną chmurę i znowu nic nie widać. Ale kawałek wyżej nagle oślepia nas ostre słońce, odbijające się dodatkowo w śniegu .
W: Wyszliśmy ponad chmury!
V: Ostanie kilka metrów przyspieszasz. Zanim włażę na wierzchołek, słyszę twój okrzyk zachwytu.
W: Ale widok!
V: Cudnie. Pod nami morze chmur. Nad nami błękitne niebo poprzecinane smugami kondensacyjnymi samolotów. Z chmur wyłania się kilka wierzchołków . Tylko mroźny wiatr niemal urywa głowę .
W: Robimy sobie zdjęcie ze słupka granicznego .
V: Wyglądamy na nim niemal jak zdobywcy ośmiotysięczników.
W: Uciekamy stąd, bo zamarzniemy.
V: Idziemy wdłuż wierzchołka, zaczynamy schodzić. Ścieżka zaczyna zanikać. Patrz, poniżej jest ścieżka. Tu nie było żadnych oznaczeń szlaku. Może powinnismy zejść do tamtej ściezki?
W: Czekaj. Coś się nie zgadza. Patrzę na ekran GPS-a. Ups! Zeszliśmy na słowacką stronę. Wracamy na wierzchołek .
V: No i jest szlak, ostro skręca w dół tuż przy słupku.
W: Pierwszy raz GPS oddał nam przysługę. Ładnie byśmy wyglądali, gdybyśmy się za godzinę zorientowali, że jesteśmy w jakiejś słowackiej dolinie.
V: Nnno.
W: Szlak biegnie stromą granią.
V: Mgła się robi gęsta i paskudnie wilgotna, do tego wieje straszliwie.
W: Ale przyznasz, że windstoppery sprawują się doskonale.
V: Mijamy pierwszą osobę na szlaku.
W: Dochodzimy do Raczkowej Przełęczy.
V: To jest ten szlak, co go nie ma na mapie?
W: Ten.
V: Pod tablicą "granica państwa" robimy sobie zdjęcie . I w dół w stronę Siwej Przełęczy.
W: Stój! O rany, masz zamarznięte włosy! Zrobię ci zdjęcie .
V: Na Siwej Przełęczy spotykamy dwie dziewczyny. Odradzają nam zejście do Doliny Starej Roboty, bo w tej mgle kręci się niedźwiedź. Opowiadają, że słyszały jego porykiwania w bliskiej odległości.
W: Idziemy grzbietem Ornaku.
V: Prawie po omacku, widoczność minimalna .
W: Słychać czyjąś rozmowę i nagle trzy metry przed nami wyłania się z mgły para turystów.
V: Zaczynamy schodzić na Przełęcz Iwaniacką. Robi się nieco cieplej.
W: Ale za to wilgotniej; mży.
V: Na przełęczy sporo ludzi. Zmieniamy windstoppery na kurtki. Pstrykam jeszcze baśniowe świerki we mgle i schodzimy w dół.
W: Na szlaku jak zwykle ślisko. Kolejno zaliczamy lądowanie na tyłku.
V: Wreszcie ulga; dno doliny, mostek, schronisko.
W: Krótki odpoczynek...
V: ...i kawka.
W: Potem szybki marsz do Kir. Mimo kiepskiej pogody w dolinie roi się od ludzi.
V: Chwila i jestesmy w "domu".
W: Mamy trzy godziny na prysznic, wysuszenie ciuchów, pakowanie...
V: ... i wracamy nocnym PKS-em do Warszawy.
W: Podobało się?
V: Zobaczyłam morza chmur... i w ogóle...
W: Ekstremalnie trochę, nie?
V: Super.
W: Niebawem tu wrócimy. Obiecuję.

by v&w

powrót do listy tras