ze Starych Krzeptówek na Kopę Kondracką
(13 września 2014)
Stare Krzeptówki - Droga pod Reglami - Gronik Dolina Małej Łąki Przełęcz Kondracka Kopa Kondracka Przełęcz Kondracka Wyżnia Przełęcz Kondracka Przełęcz w Grzybowcu Dolina Małej Łąki Gronik - Droga pod Reglami - Stare Krzeptówki
trasa: dość męcząca, choć bez trudności
czas (bez odpoczynków): ok. 6,5 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 15 km
  zobacz trasę (wizualizacja 3D)
  zobacz profil wysokościowy trasy
W: Pogoda jest dziś piękna, o wiele lepsza niż wczoraj. Może
idźmy do Doliny Małej Łąki? Potem czy to na Giewont, czy na Czerwone Wierchy, to już zdecydujemy.
V: Dobrze, podoba mi się ten plan. Ale dobrze, żeby Krasnoludka
sama poszła choć trochę.
W: Pewnie, nie będę jej wszędzie nosił. Wczorajszy dzień dał mi w kość.
V: Umowa jest taka - idziesz sama aż do polany w dolinie, dobrze?
Potem Cię weźmiemy do nosidła.
K: Tak, dobrze.
W: Przez Stare Krzeptówki dochodzimy do Drogi pod Reglami. Idziemy spokojnym, spacerowym tempem.
K: A może jednak do nosidła?
W: Nie ma mowy. Mamy umowę i jej przestrzegamy.
K: No dobrze... ale tu nudno.
V: Tu może nudno, ale potem będzie ciekawiej.
W: Docieramy do Doliny Małej Łąki
. Tu już jest trochę turystów. Idzie się nieźle, choć
tempo Krasnoludki nie jest jakieś szalone. Jak tak dalej pójdzie to nigdzie daleko dziś nie zajdziemy.
V: Nie marudź, niedługo ją weźmiesz i pójdziemy szybciej.
W: No wiem.
V: Krasnoludka nawiązuje kontakt z jakąś dziewczynką i razem dyskutując
idą o wiele szybciej. Momentami ciężko nadążyć.
W: W końcu wychodzimy na Wielką Polanę. Tu chwilę odpoczniemy.
V: Wyjmujemy jakieś jedzenie
, Krasnoludka wspina się na pobliski głaz
.
W: To co dalej?
V: Idziemy do końca polany, tam załadujemy Krasnoludkę w nosidło.
W: Cała łąka jest bardzo mokra, woda wręcz stoi. Co i rusz zapadamy się po kostki. Fatalnie się idzie.
V: Słychać głośne porykiwania jeleni z okolicznych lasów. Jakiś turysta wyraża
obawę, że to niedźwiedzie, ale uspokajamy go.
K: Aaaaa!!! Wywaliłam się w błoto... nie chcę iść!
V: Spokojnie, nie płacz
.
W: Mija nas starszy pan z aparatem wyposażonym w długi teleobiektyw. Uśmiecha się do Krasnoludki,
zagaduje. Trochę ją to uspokaja.
K: Ja chcę wracać.
W: Wezmę Cię do nosidła.
V: Nie ma co na siłę. Ja wezmę nosidło i razem wrócimy.
W: No dobra, to ja pójdę na Giewont lub Kopę, zobaczę jeszcze.
V: Ok, to my wracamy
.
W: Biorę plecak i ruszam szybkim krokiem w górę. Niedługo znów doganiam siwego turystę z teleobiektywem.
Okazuje się bardzo miły, zaczynamy rozmawiać i dalej już idziemy razem. Mi się jakoś nie spieszy, on nie narzuca
żadnego szybkiego tempa, więc idzie się lekko. Okazuje się, że chodzi po górach od dziesięcioleci, ma już wnuki z
którymi chodzi w góry. Mimo śmierci żony i przebytego zawału jest bardzo pozytywnie nastawiony do życia. Pracował
wiele lat w niezłej firmie, teraz ma porządną emeryturę i jeszcze sobie dorabia, dzięki czemu ma i czas i pieniądze
na takie wypady. Opowiada mi, jak kilka dni temu był na Koprowym Wierchu. Ma dobry sposób na długie słowackie
doliny - podjeżdża pod jej wylot samochodem, a następnie przesiada się na rower, który zostawia gdzieś w lesie w
miejscu gdzie kończy się droga. Gdy wraca, to zjazd na rowerze zajmuje mu kilkanaście minut. W ten sposób oszczędza
sobie długich, nużących marszy. Jedyna wada jest taka, że musi zawsze wracać w miejsce startu. Muszę przyznać, że
ten sposób przypada mi do gustu. Tak gawędząc wchodzimy coraz wyżej, wreszcie docierając na Przełęcz Kondracką
.
Jak zwykle jest tu dziki tłum. Pod szczytem Giewontu ustawiła się kolejka
. Ustalamy, że podejdziemy na Kopę
Kondracką. Byłem tam tyle razy, ale zawsze darzę tą górę sentymentem, to w końcu mój pierwszy zdobyty
"dwutysięcznik". Niekończący się grzbiet wreszcie się kończy
i dochodzimy na wierzchołek
. Roztacza się stąd
piękny widok na Tatry Zachodnie, Kopy Liptowskie i najbliższe fragmenty Tatr Wysokich, z wybijającymi się w
panoramie Świnicą
i Krywaniem. Cieszy mnie fakt, że szlaki w obrębie Czerwonych Wierchów, niemożliwie rozdeptane
przez rzesze turystów, są teraz naprawiane i w kilku miejscach widać pracujących robotników
. Dłuższą chwilę
spędzamy na szczycie, robi się nam zimno z powodu przenikliwego wiatru. Pora schodzić. Śmieję się z jakiegoś
"specjalisty", który uparcie twierdzi, wskazując na budynek na Myślenickich Turniach
, że jest to Murowaniec.
Dopiero moja uwaga na temat lin kolejki prowadzących do rzekomego Murowańca zbija go z tropu. Rzeczywiście, liny
widać jak na dłoni. Pytam więc czy był w Murowańcu. Był, oczywiście. Pytam czy z Murowańca widział Kopę Kondracką
lub Giewont. Nie widział. Więc pytam, jakim cudem ma widzieć Murowaniec z Kopy, skoro z Murowańca Kopy nie widać.
Dalej nie może skojarzyć co to jest za budynek... litościwie podpowiadam, że kolejka ma stację pośrednią. I nagle
wszystko staje się jasne. Po wyprowadzeniu go z błędu schodzimy w dół
, na Przełęcz Kondracką, a następnie
podchodzimy na Wyżnią Przełęcz Kondracką
. Stamtąd ruszamy szlakiem czerwonym, na Przełęcz w Grzybowcu. Nadchodzą
chmury, widoczność spada do kilkudziesięciu metrów. Szlak jest mi dobrze znany, ale idzie się w tej mgle niezbyt
przyjemnie. Mijamy skałę którą trzeba przejść górą, przechodzimy w poprzek stromego zbocza
. Zaczyna się las.
Ścieżka robi się błotnista i niemożliwie śliska. Ciężko zrobić krok żeby nie jechać. Kojarzę, że zawsze w tym
miejscu tak było. Umęczeni docieramy wreszcie do Ścieżki nad Reglami na Grzybowcu. Teraz jeszcze
dłuższe zejscie w stronę Małej Łąki, przez świeże wiatrołomy. Stopy mnie już bolą, powoli mam dość tej wycieczki.
Niby niedaleko, a zmęczyłem się. Wreszcie dochodzimy do połączenia szlaków na skraju Wielkiej Polany. Teraz to już
spacerek, choć dość długi. Przy wylocie doliny żegnam się z moim towarzyszem, docieram Drogą pod Reglami na
Krzeptówki.
V: Jesteś. Jak wycieczka?
W: Bardzo fajna, szedłem cały czas z tym panem co spotkaliśmy go w dolinie. A jak u was?
V: Krasnoludka jeszcze raz leżała w błocku, był straszny płacz. Ale potem szła
sama, rozmawiając ze swoimi wyimaginowanymi przyjaciółmi. Zaciekawiły ją kozy, ale była awantura jak chciały
jej zjeść plecak.
W: No nie dziwię się.
V: Jutro czeka nas Osobita. Już drugi raz.
W: Oby pogoda się utrzymała.
by v&w