na Rysy
(21 lipca 2005)
Palenica Białczańska - Wodogrzmoty Mickiewicza Dolina Rybiego Potoku Morskie Oko Czarny Staw pod Rysami Bula pod Rysami Rysy (powót tą samą droga)
trasa: męcząca, wymagająca dobrej kondycji, przepiękna widokowo,
ostatnie 500 m w przepaścistym terenie, ubzpieczone łańcuchami,
kilka miejsc trudnych technicznie.
czas (bez odpoczynków): 8-10 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 23 km
  zobacz trasę (wizualizacja 3D)
  zobacz profil wysokościowy trasy
W: Wstajemy skoro świt. Pogoda zapowiada się nieźle. Szybko śniadanie. Podjeżdżamy PKS-em do dworca.
W busie czekamy z pół godzimy, bo za mało ludzi. Wreszcie ruszamy. Drzemiesz aż do Palenicy
Białczańskiej. Na parkingu pustawo. Zaczyna siąpić drobny deszcz.
V: Idziemy, idziemy, idziemy.
W: Wodogrzmoty Mickiewicza.
V: No faktycznie wodogrzmocą... Idziemy, idziemy, idziemy, idziemy...
W: W pewnym momencie bedziemy ścinać serpentyny, jest skrót, patrz na mapie.
V: Chmury podnoszą się , słońce wychodzi, a my wciąż idziemy i
idziemy. Daleko jeszcze?
W: Włosienica. Dotąd kiedyś można było dojechać samochodem. Jeszcze kawałeczek.
V: Widać, widać, patrz! Które to Rysy?
W: Tam, widzisz? Czekaj, zrobimy zdjęcie
.
A to Mięguszowieckie Szczyty, zaraz
dojdziemy do Morskiego Oka.
V: I nagle widzę szmaragdowoturkusowe jezioro... jest tak piękne,
i tak niepodobne do wszystkich jezior,
które dotąd widziałam! I te skały dokoła...
Cudne. Słońce odbija się w pomarszczonej wiatrem toni. Tylko
zimno od tego wiatru . Rześko.
W: Obchodzimy Morskie Oko, strome podejście na próg Czarnego Stawu pod Rysami.
V: O ile Morskie Oko jest turkusowe, to Czarny Staw jest faktycznie czarny.
W: To przez te skały, rzucaja cień. Tamto czarne to Kazalnica - bardzo znana ściana wspinaczkowa
.
Dobrze, że tu już nie ma tyle ludzi.
Obchodzimy Czarny Staw.
V: Teraz pod górę
.
Miejscami leżą całe połacie śniegu,
miejcami brakuje obsuniętych fragmetów szlaku. Pniemy
się po kamiennych schodach przez piargi, coraz wyżej i wyżej, co chwila oddechu brak.
W: Spójrz za siebie.
V: W dole jeziora, widać teraz oba
.
Ale jesteśmy wysoko.
W: Widzisz tam? To Bula pod Rysami, tam coś zjemy i odsapniemy.
V: Przed samą Bulą wielkie śniegowe pole. Masz krótki rekawek, jak to
niesamowicie wygląda, jak alpejskie lodowce!
W: Uważaj, bardzo ślisko. Bula. Księżycowy krajobraz - jedno wielkie skalne rumowisko
.
Niedługo zaczną się łańcuchy. Widzisz tych ludzi? No to tam. A szczyt jak na wyciągniecie ręki.
V: Wypatruję tęsknie łańcuchów, bo mi nogi już odpadają. Nareszcie.
W: Teraz jakieś 500 metrów - i szczyt.
V: Lita skała nad głową
.
Z łańcuchami idzie się o wiele przyjemniej,
wciagam się rękami, to znacznie mniej męczące
.
W: Łańcuchy bardzo ułatwiają, ale w sumie nie są niezbędne. Wreszcie dochodzimy do grani.
V: O rany. Wszędzie dokoła góry, jak okiem sięgnąć. I jakie przepaści!
W: Nie wychylaj się! Nie podchodź tak blisko krawędzi, proszę. Uważaj.
Balansujemy nad przepaścią przez moment, emocjonujące przejście. Trzymaj się dobrze.
V: Kilka metrów i szczyt
.
W: To polski wierzchołek. A tam słowacki. Wyższy o 4 metry, choć wydają się równe.
V: I oba tak samo zapchane.
W: Większość ludzi przyszła od strony Słowacji, szlak jest o wiele łatwiejszy.
Tam idą, wyglądają jak mrówki.
V: Krzyżują się różne wyrazy - polskie, słowackie, angielskie, niemieckie, nawet węgierskie. Znajdujemy sobie
jakiś wolny kamień, siadamy. Idę sobie porobić panoramki, mówisz. A ja siedzę i chłonę widoki, aż nie wiem,
gdzie patrzeć .
Dwa i pół tysiąca metrów!
W: Patrz, to Dolina Ciężka, tamto jezioro jest dobre 1000 metrów pod nami. Tak stromo, że nie widać
podstawy ściany .
A tam Lodowy...
V: Tam byłeś?
W: Nie, byłem na Lodowej Przełęczy. A to Jaworowe Szczyty, Gerlach, bliżej Ganek i Wysoka...
V: A ta góra z takim balkonem?
W: No to właśnie Ganek, a ten balkon to Galeria Gankowa. Tam widać Krywań,
Mięguszowieckie Szczyty, Świnicę,
a tam daleko Czerwone Wierchy i nawet Giewont. Widoczność mamy idealną.
V: Mówiłeś, że jest tu przejście graniczne?
W: No podobno ma być; jest nawet tablica
.
Ale jakoś nie widzę, żeby ktoś stał i stemplował paszporty. Chodź na
słowacki wierzchołek. Zrobię jeszcze zdjęcie polskiego szczytu. Idziemy, bo kawał drogi przed nami.
V: Schodzimy. Tłoczno się robi. Schodzą ci, co weszli od strony Słowacji;
wchodzą nadal nowi od Polski.
W: Mozolnie. Ktoś z lękiem wysokości zawisa na łańcuchu i blokuje cały szlak. Wymijamy w końcu
jakoś i szybko w dół. Siądź na tym głazie, będzie super zdjęcie
.
V: Im niżej, tym tłum gęstszy. Przyspieszasz. Przejdziemy szybko obok
schroniska, ok? Mnie też zaczynają denerwować kolorowe rozgadane grupki.
W: Nad Morskim Okiem apogeum. Dzieci rzucają się śnieżkami, wszyscy chodzą w te i wewte, blokują całą
"plażę". Momentami wręcz przedzieramy się przez tę rozkrzyczaną gromadę. Na drodze do Palenicy niewiele
lepiej, co chwila musimy schodzić z drogi końskim "tramwajom" wyładowanymi po brzegi zblazowanymi "turystami";
jesteśmy zmęczeni i strasznie nam się ta droga dłuży.
V: Wodogrzmoty. Niby blisko, ale jak jeszcze daleko. Wydłużamy ciągle krok,
byle szybciej uciec z
tego tłumu. Galopem wpadamy na parking w Palenicy, bus zapełnia się w mgnieniu oka, 20 minut i jesteśmy
w Zakopanem.
W: Zdobyłaś Rysy!
V: Nnno... Stawiam wino. I kolację. :)
W: A jutro... hmmm. Jeszcze nie wiem co, ale wymyślimy coś mniej wysokogórskiego.
by v&w