jaskinie Doliny Kościeliskiej
(20 lipca 2005)


otwórz mapkę w nowym oknie

trasa: niewyczerpująca, natomiast trudna technicznie, miejscami umiarkowane trudności. Wymagane cieplejsze okrycie i latarka.
czas (bez odpoczynków): ok. 4 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 11 km

  zobacz trasę (wizualizacja 3D)

  zobacz profil wysokościowy trasy

W: Dzisiaj lekki dzień; trzeba odpocząć, jeśli mamy jutro wejść na Rysy. Idziemy do jaskiń, więc nawet jeśli będzie padać, to nic nie szkodzi. Mamy tylko jedną latarkę. Kupimy po drodze świeczkę. Nie ma mowy, żebyśmy poszli do Mylnej bez zapasowego źródła światła.
V: Może kupmy znicz, będzie się wygodniej niosło. I zapałki.
W: Idziemy pieszo Drogą pod Reglami do Doliny Kościeliskiej, to będzie ze 4 km.
V: Patrz, owieczki! Jakie słodkie. Zrób mi zdjęcie.
W: Kiry. O rany. Tłum. Dziś idziemy "deptakiem", trochę ludzi będzie. Tym bardziej, że słońce jednak zdecydowało się zaświecić.
V: Ale ładnie. Gapię się na skalne ściany, potem na potok, znowu na skały, na potok.
W: Szlaki na Przysłop Miętusi i na Ciemniak. Niedługo jaskinie. Najpierw do Mroźnej. Jest oświetlona i pewnie dość zapchana turystami.
V: A mówiłeś, że dziś się nie wspinamy! Ścieżka stromo i przez las, trochę ślisko. Dochodzimy do kasy biletowej przy wejściu do Jaskini Mroźnej. Natykamy się na wycieczkę z przewodnikiem. Ubieramy polary i wchodzimy w skalną szczelinę. Chłodno, przyjemnie. Ale ledwo uszliśmy parę metrów, stajemy. Czuję się jak w korku samochodowym, albo w kolejce do kasy. Śmiesznie. Zaczynasz się denerwować.
W: Czemu do diabła ci ludzie stoją, zamiast iść?
V: Jakieś dzieci za nami dopytują się rodziców "dlaczego stoimy?". Faktycznie poruszamy się w tempie ślimaczym. Robimy masę zdjęć , z których i tak potem większość wykasujemy, bo albo ktoś wlazł w kadr (no jak miał nie wejść, skoro taki tłum?), albo szpetny kabel oświetleniowy się gdzieś zaplątał - no i ile poza tym można fotografować skalną szczelinę? Jakieś schodki w dół, ześlizgujemy się uczepieni poręczy. Kapie na głowę. Na bilecie zaznaczono 8 najciekawszych miejsc, wypatrujemy więc numerów na ścianach. O rany, dopiero czwórka, jęczysz coraz bardziej wkurzony. Wreszcie widzimy jakieś bajoro, przy którym chodnik się raptownie kurczy tak, że trzeba przechodzić w kucki.
W: No i wszystko jasne. Tu się zatkało. Kawałeczek już swobodnie i światło dzienne. Teraz jeszcze to durne strome zejście: wyślizgane poręcze, ludzie z dziećmi, wąsko, że nie da się wyprzedzić.
V: Znowy idziemy dnem Doliny. Teraz Wąwóz Kraków, miejsce magiczne, mówisz.
W: Mało ludzi, oaza spokoju.
V: Masz rację, miejsce magiczne . Cudnie, aż dech zapiera. Jak w bajce. Naprawdę. Nawet dzwięki wytłumione tak jakoś właśnie magicznie.
W: Wskakuj na drabinkę, zrobię ci zdjęcie . Teraz łańcuch - i Smocza Jama. Idę przodem, będę trzymał latarkę. . Jeden zakręt tylko - i już widać wylot.
V: Już koniec? Trochę niepocieszona jestem. Schodzimy na Polanę Pisaną. .
W: Teraz szlak do Mylnej i Raptawickiej.
V: Prawie od razu łańcuch , całkiem wspinaczkowo się zrobiło!
W: Pójdziemy najpierw do Raptawickiej, to taka pieczara z jednym wlotem.
V: Stoimy na skalnej półce, w dole gdzieś ludzie jak mróweczki, a nad głowami z 15 metrów prawie pionowej ściany. Łapiemy łańcuch i pniemy się . Czekaj, ktoś wychodzi, musimy przepuścić, mówisz. Zawisamy na moment, mijanka. Dochodzimy do "dziury", drabinka pionowo w dół. W środku znowu wilgoć; ale jakie piękne światło! Pstryk, pstryk!
W: Tu nie ma za bardzo gdzie się zapuszaczać, wychodzimy. Pionowa ścianka i jesteśmy na półce. Idziemy do Mylnej.
V: V: Już nazwa pobudza wyobraźnię, a do tego coś niecoś opowiadałeś. Nie mogę się doczekać.
W: Tędy. Tylko musimy uważać, żeby nie zgubić szlaku.
V: Po kilku zakrętach pierwsze emocjonujące miejsce . Trzeba się czołgać. Idziesz pierwszy, potem plecak, potem ja. Mokre te kamienie, ale jakoś się udaje.
W: Wiesz, kiedyś jak tu byłem, to zmyliłem drogę i doszedłem do jakiegoś ślepego odgałęzienia.
V: Ciarki mi po grzbiecie przechodzą, jak to sobie wyobrażę. Większa komora, kilka korytarzy.
W: Zaraz, którędy? Nie tu, tu jest znak, że to koniec szlaku.
V: Patrz, tam jest szlak. Wchodzimy w najwęższy i najniższy z korytarzy. Znowu się czołgamy po śliskich kamieniach. Idziemy dalej. Ściany zupełnie skośne, ciasno . Kolejny niziutki korytarz. Pochylasz się, świecisz latarką. Zalane wodą.
W: Nie. Nie mam ochoty czołgać się w wodzie. I jeszcze ten plecak. Nie ma mowy. Wracamy.
V: Ale szlak jest jednokierunkowy, mówię bez przekonania. Trochę jestem niepocieszona, że wracamy. Ale jak pomyślę o tej górze nad naszymi głowami i o labiryncie "mylnych" korytarzy... brrr, jakoś tak strasznie mi się robi. Dobrze, że mamy latarkę.
W: Wracamy.
V: Wychodzimy szybko na słońce. Ubłoceni jesteśmy jak nieboskie stworzenia.
W: Obmyjemy się w potoku. Jeszcze fotki i kierujemy się w stronę Kir. Pójdziemy do Zakopanego asfaltem, chyba ze wolisz Drogę pod Reglami?
V: To co, jutro Rysy?
W: Jeśli będzie pogoda jak dziś, to na pewno.

by v&w

powrót do listy tras